poniedziałek, 28 grudnia 2015

Czy szynszylę można wykastrować?

Zacznę od przypomnienia, co oznacza pojęcie "kastracja". Zazwyczaj jest on kojarzona z osobnikiem płci męskiej. Ale tak naprawdę kastracja może dotyczyć zarówno samca, jak i samicy. Jest to chirurgiczne usunięcie gonad: jajników lub jąder. Drugim, często używanym pojęciem jest sterylizacja, czyli ubezpłodnienie. Definicje są różne, ale większość źródeł podaje, że jest to nieodwracalne pozbawienie płodności, z zachowaniem funkcji hormonalnej. Wikipedia z kolei podaje, że pojęcie kastracji i sterylizacji można używać zamiennie, jako synonimów.
Jako ciekawostkę dodam, że pojęcie kastracji pochodzi od... bobrów (łac. castor). Otóż starożytni Rzymianie wierzyli, że w obliczu niebezpieczeństwa bobry odgryzały sobie jądra, żeby zmylić przeciwnika... Wróg zajmował się porzuconymi klejnotami, dzięki czemu pan bóbr miał czas na ucieczkę.

Przygotowanie do operacji
Bohaterką dzisiejszego artykułu będzie samica szynszyli i zabieg kastracji, czyli usunięcia gonad. Na rozmaitych stronach internetowych różni hodowcy i właściciele straszą ogromnym ryzykiem takich operacji, starając się zniechęcić wszystkich, którzy z różnych przyczyn o takim zabiegu u swojej szynszyli myślą. Poniekąd mają rację: zwierzątko jest niewielkie, macica średnicy nici, jajniki jak główki od szpilek. Przy nieodpowiednim postępowaniu łatwo takiego pacjenta stracić. Ryzyko przedawkowania leków, wychłodzenia, utrudniona opieka pooperacyjna. Jednak są sytuacje, w których kastracja samicy szynszyli jest koniecznością, na przykład nowotwory macicy i jajników, czy względy organizacyjne (łączenie nie przeznaczonych do rozrodu szynszyli różnej płci). Co wtedy? Nie ma co się bać. Zastosowanie narkozy wziewnej znacznie zmniejsza ryzyko operacji, do tego szybkie wykonanie zabiegu i utrzymanie odpowiedniej temperatury ciała szynszyli w trakcie i po zabiegu ogranicza niebezpieczeństwo niemalże do zera.

Nasza pacjentka za zdjęć to Szyszka - młoda szynszylica, która z fermy szynszyli trafiła do nowego domu, w którym mieszkała już druga, starsza trochę szynszyla płci męskiej. Nowi właściciele nie byli zainteresowani rozmnażaniem swoich futrzastych domowników, więc zadecydowali o kastracji Szyszki. Szyszka została znieczulona, wygolona, umyta i przyplastrowana do termofora z ciepłą wodą. W czasie zabiegu znieczulana była izofluranem, gazem znieczulającym. Doktor Jacek usunął jajniki i macicę, potem zaszył brzuszek. Dwie godziny później pacjentka trochę zdziwiona biegała po klatce. Dzisiaj w pełni już zdrowa Szyszka po raz pierwszy zostanie przedstawiona swojemu towarzyszowi, Szynkowi. Powodzenia! 

Przed operacją
Dr Jacek operuje Szyszkę
Usuwanie jajników i macicy
Szyszka w domu! (fot. Sabina Treffler)

piątek, 11 grudnia 2015

Co słychać w THERIOSie?

U nas ciągle dzieje się dużo. Niestety, nie zawsze jest czas i możliwość dokumentacji fotograficznej. Ciekawe przypadki tradycyjnie spędzają nam sen z powiek. Chcielibyśmy pomóc wszystkim naszym pacjentom, ale niestety, choroby dręczące naszych pacjentów nie zawsze są uleczalne. Najczęściej zaawansowanie ich jest tak duże, że wprawdzie podejmujemy próbę leczenia, ale licząc się z potencjalną porażką. Całe szczęście, że czasami pacjenci wykorzystują tą niewielką szansę którą od nas dostają i odpowiadają na tę "ostatnią deskę ratunku".
Jedną z takich pacjentek jest Sangria, 12-letnia bokserka. Przyjechała do THERIOSa z ogromną liczbą leukocytów (ponad 100 000 w mikrolitrze!). Większość z nich to były małe limfocyty, ale było też sporo paskudnie wyglądających "blastów", czyli nowotworowo zmienionych komórek limfoidalnych. Rozpoznanie: przewlekła białaczka limfocytarna, ale z ryzykiem białaczki pośredniej, przechodzącej w ostrą limfoblastyczną. Leczenie u starszego psiaka nie może być zbyt agresywne. zaryzykowaliśmy i potraktowaliśmy ten złośliwy nowotwór jako stan przewlekły. Efekt: zobaczcie sami. Kontrolne badania z piątku są niezwykle optymistyczne, a sunia czuje się fantastycznie :)

Na sali operacyjnej też praca wre. Codziennie wykonywanych jest po kilka zabiegów, w większości dużych operacji onkologicznych. Przykładem jest 12-letni wilczak z guzem na łokciu i guzem gruczołów okołoodbytowych, czy starszy bokser z odrastającym włókniakomięsakiem.


Na deser kilka słów o kursie hematologicznym dla średniozaawansowanych, który odbył się 4 i 5 grudnia 2015 roku w Przychodni Weterynaryjnej THERIOS. To już kolejna edycja kursu z certyfikatem kuratoryjnym. Uczestnicy oprócz wysłuchania wykładów, przygotowywania preparatów krwi i oglądaniem stosu szkiełek archiwalnych doktor Mai Ingarden, na końcu muszą się wykazać nabytymi umiejętnościami i samodzielnie "zaliczają" opisy rozmazów. Bohaterką sprawdzianu tej edycji kursu była Białaska - 2-letnia kotka z wirusową białaczką kotów (FeLV) i niedokrwistością immunohemolityczną. Kursanci poradzili sobie doskonale i wszyscy z powodzeniem zaliczyli szkolenie. Wśród ciekawych pacjentów hematologicznych pojawiła się Kicia - 10-letnia kotka z silną anemią, w której w erytrocytach widoczne były niezwykle rzadko występujące u zwierząt pierścienie Cabota, czyli pozostałości wrzeciona podziałowego. Stan kotki był bardzo zły, ale jak wielu naszych pacjentów, ona też dostała swoją szansę. Liczymy, że i u Kici uda się przełamać chorobę i kotka przeżyje szczęśliwie kolejne miesiące, a może lata...  





czwartek, 10 grudnia 2015

Jesienne kongresy...

Najważniejsze jesienne imprezy weterynaryjne za nami: Kongres Rozrodu oraz Kongres Polskiego Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt. PrzychodnięWeterynaryjną THERIOS na obu reprezentował doktor Jacek Ingarden. Pierwsza z imprez odbyła się w październiku we Wrocławiu i był to XI Kongres „Problemy Rozrodu Małych Zwierząt”. Wśród wykładowców znaleźli się wybitni specjaliści europejscy, a w tym gronie oczywiście też Polacy. Poza wykładami odbyła się sesja plakatowa. Dr Jacek Ingarden, wraz z panią prof. dr hab. Anną Chełmońską i prof. dr hab. Adamem Okólskim stanowili komisję, która oceniła najlepsze postery. Wysoki poziom merytoryczny i sympatyczna atmosfera była zasługą organizatora, Katedry Rozrodu Zwierząt Wydziału Medycyny Weterynaryjnej UP we Wrocławiu, a głównie kierownika prof. dr hab. Wojciecha Niżańskiego.

Kolejną duża imprezą weterynaryjną był odbywający się w połowie listopada XXIII Kongres PSLWMZ. W tym roku zmieniono hotel kongresowy, podnosząc prestiż imprezy. Blok chirurgiczny, który wybrał z racji swoich zainteresowań klinicznych dr Jacek Ingarden, był niezwykle ciekawy ze względu na zaproszenie chirurgów ukraińskich. Dr Pavlo Pulniashenko zaproponował wagotomię z plastyką odźwiernika w profilaktyce skrętu żołądka u psów oraz kapsulektomię w kompresyjnych chorobach nerek. Doktor Pavlo wprowadził do współczesnej chirurgii weterynaryjnej odrobinę „świeżego oddechu”, co zostało „przypieczętowane” przez zawsze doskonałe wykłady prof. Ross'a Palmera (USA). Utrwaliło to bardzo pozytywną ocenę merytoryczną kongresu. Kongres był również okazją do spotkania Sekcji Rozrodu PSLWMZ.

Po raz kolejny przewodniczącym Sekcji Rozrodu został dr Jacek Ingarden z THERIOSa, a wiceprzewodniczącym prof. dr hab. Wojciech Niżański. Sekcja zaproponowała cykl szkoleniowy na 2016 rok, co zaowocuje certyfikacjami rozrodu małych zwierząt dla członków sekcji.
Więcej o cyklu szkoleń "Rozród łatwy i przyjemny" TUTAJ>>>

niedziela, 29 listopada 2015

Piraci w THERIOSie

28 listopada 2015 do THERIOSa zawitali... piraci! Okazją były piąte urodziny Błażeja. Solenizant wprawdzie gustuje w formacjach mundurowych, ale pomysł piratów został z entuzjazmem zaakceptowany. Organizacją zajęły się m. in. myślenickie harcerki, na czele z siostrami Błażeja - Julią i Karoliną. Zaproszone zostało całkiem spore stadko fanów piractwa, ponad 30 osób, większość to koledzy i koleżanki Błażeja z przedszkola.
Mali piraci przybyli punktualnie o 16.00. Na rozgrzewkę były znane wszystkim dzieciakom tańce i zabawy. Potem trzeba było wypełnić pełną przygód misję - poszukiwanie skarbu. Na początku piraci z kartonów budowali piracki statek. Kolejnym punktem była jaskinia szamanki, która zaprosiła dzieciaki do zabawy i tańców wokół końskiej czaszki. W drodze do skarbu okazało się, że na bezludnej wyspie utknął rozbitek. Tak rozpaczliwie machał rękami prosząc o pomoc, że mali piraci nie mogli go w tym nieszczęściu porzucić. W skrzyniach ze skarbami, między złotymi monetami ukryty był klucz, który został odnaleziony przez Jurka. Radość rozbitka była tak wielka, że osobiście uczestniczył w mianowaniu gości na prawdziwych piratów i nadawaniu im pirackich imion. I od tej pory przedszkolaki zamieniły się m. in. w Morską Bryzę, Tęczowę Krewetkę, Tańczącą Falę, Czarnobrodego, czy Szybkiego Pioruna. Na zakończenie piraci poukładali się w kartonowych pudłach, żeby oglądać bajkę o Piotrusiu Panie.

Oczywiście kulminacyjnym punktem był tort. Wprawdzie tradycyjnie był to tort prawdziwego żołnierza (z granatami i kaki) - polecam, przepis jest doskonały i niezawodny, do znalezienia TUTAJ >>>

Obiektywna ocena imprezy jest trudna. Na pewno ogarnięcie tak dużej grupy dzieciaków jest sporym wyzwaniem. Dzieci wyglądały na zadowolone, o czym może świadczyć płacz niektórych gości na wieść, że czas wracać do domu... Organizatorzy opadli z sił po odjeździe ostatniego małego pirata.


Wielkie dzięki dla niezawodnych harcerek: Julki, Karoliny, Izy, Nadii, Uli i Leny! Bez nich na pewno nie poradzilibyśmy sobie <3  
 





środa, 25 listopada 2015

Nowe dziwadełko - przypadkowiak

Przypadkowiak, czyli incydentaloma. Czy to jakiś szalony wymysł lekarzy z THERIOSa? Brzmi: 
- dziwnie 
- niepokojąco 
- śmiesznie 
- strasznie 
- prawdziwie 
- nieprawdziwie. 


Tak naprawdę to nie jest żaden wytwór fantazji. Wikipedia mówi: "Incydentaloma (przypadkowiakłac. incydentalomaang. incidentaloma) – guz znaleziony w badaniu obrazowym przypadkowo, któremu nie towarzyszą objawy kliniczne. Najczęstszymi bezobjawowymi guzami tej grupy są gruczolaki przysadki i nadnerczy. " 

Dlaczego przypadkowiak został głównym bohaterem dzisiejszego artykułu? Bo został również bohaterem listopadowego kursu ultrasonograficznego zorganizowanego w Przychodni Weterynaryjnej THERIOS. Guz nadnercza został stwierdzony u 9-letniego gończego polskiego, Hajduka. Po raz pierwszy "wybadany został" pół roku temu i od tej pory jest poddawany wnikliwej obserwacji. Jest to jeden z tych rodzajów nowotworów, które nie wymagają interwencji lekarskiej. Najczęściej guzy te są łagodne i nie powodują żadnych objawów klinicznych, a usunięcie bywa znacznie bardziej niebezpieczne niż pozostawienie. Dla nas jako onkologów chirurgia powinna być podstawą, w innych sytuacjach lepsza jest chemioterapia, a nie-robienie-niczego jest czymś trudnym do wyobrażenia. A jednak czasami należy słuchać zdrowego rozsądku. "Najważniejsze nie szkodzić"


Dla uczestników kursu była to duża niespodzianka. Nie dość, że mieli okazję oglądnąć wiele ciekawych obrazów (guzy śledziony, wodobrzusze, wodopiersie, kamica pęcherza moczowego, torbielowatość jajników, limfadenopatia u psa i u kota), to jeszcze rzadko spotykany przypadkowiak... Więcej o naszych kursach TUTAJ >>>



Cielęce spojrzenie "ciekawego" pacjenta :)

poniedziałek, 23 listopada 2015

Po co nakłuwamy klatkę piersiowa przy wodopiersiu?

Wodopiersie oznacza płyn w klatce piersiowej. Zdarza się zarówno u psów, jak i u kotów. Co w takiej sytuacji należy zrobić? Po pierwsze, pozbyć się płynu, bo pacjent z zalaną klatką piersiową często się dusi. Po drugie: zbadać płyn, ocenić jego pochodzenie i w miarę możliwości przyczynę powstawania.

Dzisiejsza pacjentka, 10-letnia Tola, przyjechała z poważnym problemem. Oprócz silnej duszności i osłabienia pojawiły się wymioty. Sunia przestała jeść i pić, a spojrzenie jej smutnych oczu mówiło samo za siebie - dajcie mi spokój, nie chcę tak żyć... Podjęliśmy decyzję o upuszczeniu płynu w celu odciążenia płuc i serca. Udało się uzyskać około 300 mililitrów krwistej cieczy. Oczywiście płyn należało poddać badaniu. Ciężar właściwy, stężenie białka, liczba komórek jądrzastych, badanie cytologiczne. Wszystko to w THERIOSie wykonujemy sami, oceną cytologiczną zajęła się dr Maja Ingarden. Okazało się, że mamy do czynienia z bogatokomórkowym wysiękiem. Większość komórek stanowiły zmienione komórki mezotelium, czyli nabłonka wyścielającego wnętrze klatki piersiowej. Na podstawie objawów i przebiegu choroby postawiliśmy podejrzenie międzybłoniaka, czyli nowotworu wywodzącego się z błony surowiczej. Ze względu na częste upodabnianie się komórek pobudzonego mesothelium do komórek nowotworowych rozpoznanie nie jest na 100% pewne, ale podejrzenie niestety nie jest zbyt optymistyczne... Po usunięciu większości płynu sunia poczuła się znacznie lepiej, ożywił się jej wzrok, zaczęła się z ciekawością rozglądać... Na razie konieczne jest wzmocnienie pacjentki i wyciszenie stanu zapalnego, jak się uda, to przejdziemy do dalszych działań...
Rtg Toli przed i po upuszczeniu płynu 

sobota, 10 października 2015

Z życia THERIOSa...

Telegraficznie, bo pisane (wyjątkowo!) męską ręką ;) 

Śródoperacyjnie... Widoczne duże naczynie krwionośne. 
"11-letni westik - kilka miesięcy temu doszło do powiększenia podżuchwowego węzła chłonnego, od niedawna pojawienie się i szybki wzrost guza po stronie przeciwnej. Skierowany do Przychodni WeterynaryjnejTHERIOS z podejrzeniem chłoniaka. Biopsja cienkoigłowa wykluczyła chłoniaka, padło podejrzenie nowotworu nabłonkowego. Ze względu na fatalne samopoczucie pacjenta, problemy z oddychaniem i praktycznie brak snu od kilku dni, zadecydowaliśmy o interwencji chirurgicznej. Było ciężko, bo jeden z guzów był otoczony dużymi naczyniami, ale daliśmy radę się ;). Zdjęcie podczas zabiegu i na kontroli, kilka dni później. HP wykazało raka o dużym stopniu złośliwości. Jak tylko rana się wygoi wchodzimy z chemioterapią.

Na wizycie kontrolnej kilka dni później...
Drugi pacjent to 11-letnia bokserka, przywieziona w bardzo złym stanie. Suczka straciła władzę w kończynach miednicznych i miała silną niedokrwistość. Lekarz prowadzący rozłożył ręce i wysłał pacjentkę „na sygnale” do Therios'a. Pozapadane żyły uniemożliwiły założenie wenflonu. Płyny zostały podane doszpikowo. Jest to rzadko wykorzystywana, ale bardzo dobra metoda podawania płynów u pacjentów wstrząsowych.

Przyczyną tak złego stanu zdrowia był rozsiany nieoperacyjny nowotwór zajmujący prawie całą jamę brzuszną. W takich sytuacjach nie walczymy, tylko namawiamy na eutanazję..." 

Nawadnianie doszpikowe

poniedziałek, 5 października 2015

Kto jest sową? Czyli weterynarz na szkoleniu marketingowym...

4 października 2015 zostaliśmy zaproszeni przez firmę Zoetis na konferencję marketingową. Bo leczenie pacjenta to jedno, a umiejętność komunikacji z właścicielem to zupełnie co innego. Jak rozmawiać z klientami, żeby dowiedzieć się tego, co nas interesuje i jak przekazać to, co mamy do powiedzenia? Przy okazji tematu przypomniała mi się pewna scenka.

Do THERIOSa wchodzi małżeństwo z psem.
- Pani doktor, nasz psiak chyba się zatruł...
- Czy ma biegunkę? - pytam. I słyszę w tej samej chwili dwie odpowiedzi:
- Tak! - mówi z przekonaniem pani.
- Nie! - kręci głową pan.

Tak to właśnie z komunikacją jest. Nasi pacjenci niestety nie mówią i weterynarz musi oprzeć się na opinii właściciela i wnikliwej obserwacji. Co robić? Na szkoleniu było o tym sporo. Był też ulubiony element prawdziwych "coacherów" (jedno z tych mało polskich określeń, których nie znoszę, ale używam tutaj, żeby podkreślić swoją niechęć ;)) - TEST OSOBOWOŚCI. Otóż oboje z mężem zostaliśmy... sowami. Drzemie w nas też trochę lisa i odrobina żółwia, ale dominuje zdecydowanie sowa.

Czytelnicy pewnie się zastanawiają, co z tego wynika? Według autorów testu sowa = współpraca. Tyle ogólnie, gorzej w szczegółach. W szczegółach sowa jest upierdliwa do granic możliwości, a do tego uwielbia schematy. Szuka, drąży, analizuje i... kocha tabelki. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak lubię wszystko planować i wbijać w ramki. Mój słynny segregator z papugą pełen różnych schematów postępowania, czy kartoteki wszystkich zakupów z regularną analizą cen i sprzedaży. A remanent to już sam miód na zbolałą duszę. Klienci, właściciele pacjentów onkologicznych, również dostają tabelki i plan na przyszłość rozpisany w podpunktach. Opcja A, B, a czasem też C. I rozmowa o tym, co możemy zyskać przy stosowaniu pewnych leków u danego psa / kota i z jakim się to wiąże kosztem (przede wszystkim zdrowotnym, ale również finansowym). 

Sowa to podobno bardzo trudna osobowość, a dwie sowy pod jednym dachem to prawdziwe wyzwanie ;) Na szczęście jakoś dajemy radę. Dyskusje są zawsze burzliwe, ale zawsze twórcze ;)


Dziękujemy firmie Zoetis za spotkanie i czekamy na kolejne :)  


środa, 30 września 2015

Europejska dermatologia w Krakowie!

W tym roku Kraków stał się dermatologicznym centrum Europy. To duże wyróżnienie. Największa weterynaryjna impreza dermatologiczna zagościła w nowo wybudowanym ICE - CentrumKongresowym, zaprojektowanym z rozmachem przez Krzysztofa Ingardena i jego zespół. Wnętrza obiektu robią niesamowite wrażenie i wydają się być stworzone do tego typu imprez. Poprzednia nasza wizyta w ICE miała miejsce prawie rok temu, na uroczystym otwarciu. I z tym większą przyjemnością odwiedziliśmy ten obiekt ponownie, tym razem przy okazji odbywającego się 24-25-26 września 2015 roku 28 Europejskiego Kongresu Stowarzyszenia Dermatologów Weterynaryjnych (ESVD i ECVD).

Wykłady były podzielone na dwa bloki: łatwiejszy, w przystępny sposób zbierający aktualną wiedzę dermatologiczną, oraz specjalistyczny, mniej praktyczny, ale zapewne z perspektywami przyszłościowymi. Ja (Maja Ingarden z Przychodni Weterynaryjnej THERIOS) wybrałam wersję łatwiejszą, skierowaną do praktyków. Początkowo byłam trochę zawiedziona, bo było zdecydowanie za łatwo. Ale to tylko na początku. W miarę pojawiania się nowych tematów poprzeczka była podnoszona coraz wyżej i wyżej... I do samego końca wykładowcy trzymali słuchaczy w dermatologicznym napięciu. A wykładowcy byli nie-byle-jacy, prawdziwa światowa śmietanka. Był Doug DeBoer z USA, Nina Glos i Ralf Mueller z Niemiec, Marcel Kovalik ze Słowacji, Jan Rybnicek z Czech, David Shearer z UK i Chiara Noli z Włoch. Były też inne sławy, ale wymienionych wyżej osobiście wysłuchałam delektując się ładnym angielskim, którym się posługiwali. Jakie tematy zostały poruszone? Całe mnóstwo, począwszy od prostego drapania, poprzez wyłysienia, alergie, strupy, pasożyty, grzyby, bakterie, immunologię i farmakologię. Wszystkie wykłady wspaniale ilustrowane. Była też moja ukochana cytologia i trochę histopatologii. Merytorycznie mój głód wiedzy został w pełni zaspokojony :)

W czasie przerw był czas na spotkania towarzyskie i zapoznanie się z najnowszymi trendami dermatologicznymi. Miło było spotkać wśród uczestników wiele znajomych twarz. Mało licznie reprezentowana była Małopolska, za to przyjechało wielu lekarzy ze Śląska, Warszawy i Lublina. W sumie do Krakowa przyjechało prawie 1000 lekarzy weterynarii z całego świata, w tym 200 przedstawicieli naszego zawodu z Polski!

A co nowego pojawi się w Przychodni Weterynaryjnej THERIOS po wędrówce po stoiskach? Wszystkiego nie zdradzę, ale na pewno w najbliższym czasie wzbogacimy naszą ofertę o wykonywane na miejscu testy alergiczne (do tej pory korzystaliśmy z dużo droższych laboratoriów zewnętrznych), rozpoczęliśmy współpracę z nowym laboratorium, pojawi się sporo nowych preparatów dermatologicznych. Mam nadzieję, że dermatologia w THERIOSie będzie jeszcze lepsza i nasi pacjenci będą mogli być leczeni jeszcze skuteczniej :)


 


Fot: internet 

wtorek, 29 września 2015

Artykuł o cytologii pochwy u psów

Zeszłorocznego rekordu publikacyjnego raczej już nie pobijemy, ale w tym roku postawiliśmy na duże artykuły. W najnowszym numerze "Weterynarii w Praktyce" ukazał się czwarty z kolei z cyklu artykułów cytologicznych autorstwa Mai i Jacka Ingardenów z Przychodni Weterynaryjnej THERIOS, dotyczący  zastosowania cytologii pochwy u suk. Jak zwykle praktycznie i kolorowo. Zdjęcia autorstwa dr Mai Ingarden ilustrują wszystkie artykuły cyklu. Patronem całej serii artykułów jest firma Vetlab, z którą podjęliśmy niedawno współpracę. 
A na okładce nasz ulubiony okulista, doktor Paweł Stefanowicz, dzięki któremu wielu z naszych onkologicznych pacjentów odzyskało wzrok. 

p.s. wiadomość z ostatniej chwili: w najnowszej "Weterynarii" można przeczytać nasz artykuł pt "Bakteryjne zapalenie otrzewnej w badaniu cytologicznym płynu z jamy brzusznej u psa". 





środa, 23 września 2015

Osteopatia przerostowa u pacjenta onkologicznego

Pacjentka ma, a raczej miała 9 lat i była niegdyś wesołym i szczęśliwym owczarkiem niemieckim. Około 2 miesięcy temu właściciele zauważyli puchnięcie łap. W zaprzyjaźnionej lecznicy stwierdzona została anaplazmoza. Niestety, leczenie nie przyniosło oczekiwanego efektu. Sunia przyjechała do nas na konsultację.

Już na podstawie wywiadu oporna anaplazmoza od razu wydała nam się podejrzana. Jakiś czas temu sunia miała usuniętego guza gruczołu sutkowego. Chirurg zostawił małe guzki, z jednego sutka stale wydostawała się ropa z krwią. Nie zostało zrobione badanie histopatologiczne. Sunia czuła się bardzo dobrze, aż do wakacji... To wtedy pojawiły się dziwne obrzęki. Sunia nie była w stanie funkcjonować bez silnych leków przeciwbólowych, które niestety też nie były obojętne. Do problemów z chodzeniem dołączyły się wymioty i złe samopoczucie...

Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłam pacjentkę. Już po jej spojrzeniu widać było, jak bardzo cierpi. Już się nauczyłam rozpoznawać wzrok psa, który prosi, żeby ulżyć mu w cierpieniu. Bo dla naszych zwierzaków priorytetem nie jest długie życie, ale życie bez cierpienia. One nauczyły się radzić z bólem, ale do pewnej granicy. Po jej przekroczeniu liczy się tylko brak bólu...



Badania rentgenowskie potwierdziły pierwsze podejrzenie. To nie anaplazma jest przyczyną cierpienia suni, tylko nowotwór. Guzy w płucach, które utrudniały oddychanie i liczne guzy w brzuchu. Do tego sztywne, bolesne wszystkie cztery łapy, na których okostnej pojawiły się paskudne rozrosty, zespół paranowotworowy, osteopatia przerostowa (ang. hypertrophic osteopathy). To była patowa sytuacja. Brak możliwości pomocy. Właściciele usłyszeli to, co w takiej sytuacji mówię: "jedyne, co możemy zrobić, to pozwolić jej odejść"... Sunia odeszła spokojnie, wyglądała, jakby z ulgą zasnęła...




Więcej o osteopatii przerostowej na stronie Przychodni Weterynaryjnej THERIOS >>>  



sobota, 29 sierpnia 2015

O nosach i chrapaniu po raz kolejny...

Jak co roku przedstawiam jednego z naszych wielu chrapiących pacjentów. Niespełna roczny buldożek. Chrapie odkąd zamieszkał z nowymi właścicielami. Ale chrapanie to pół biedy. Niedotlenienia związanego z wąskimi szparami nosowymi i długim podniebieniem nie widać, a radosne "chrumkanie" dla wielu właścicieli jest urocze i nie chcą się tego tak charakterystycznego i sympatycznego odgłosu pozbywać. Nasz pacjent poszedł o krok dalej: zdarzyło mu się zasłabnąć i stracić przytomność, a upały zmieniły jego szczenięce życie w prawdziwy koszmar. Właściciele zasięgnęli języka u zaprzyjaźnionych wetów i... przyjechali do nas, mimo dużej odległości, którą musieli przebyć.

Jak wyglądało podniebienie zobaczcie na filmie:

Zabieg przebiegł bez powikłań, a komfort życia naszego pacjenta poprawił się już dwa dni po zabiegu. Właściciele widzą kolosalną różnicę, co nas bardzo cieszy, bo jeszcze kilka upalnych dni przed nami...

Plastyka nosa: przed i po zabiegu. 
Skrócone podniebienie miękkie u opisywanego pacjenta. 
Więcej o "chrapiących" psach na stronie Przychodni Weterynaryjnej THERIOS >>>