poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nowa pasja: genealogia rodziny

Zaczęło się od konkursu literackiego pt. "Przeszłość nie jest krainą, którą łatwo opuścić", w którym startuje nasza córka Julia Karolina Ingarden. Wydawało się, że będzie łatwo, bo dziadek cichociemny, babcia porucznik AK walcząca w Powstaniu Warszawskim, łatwo dostępne materiały, prościzna... W praniu wyszły schody. Wcale nie było wszystko takie proste jak się wydawało. Trzeba było szukać. A im głębiej docierałam, tym było trudniej. I nie tylko było, ale ciągle jest... Materiałów mam już nie tylko na konkurs, ale i na książkę. A białych plam coraz więcej... Julka napisała pierwszą pracę, ale pani Iza, polonistka Julki, podsunęła kolejny konkurs, tyle, że poprzeczka jest coraz wyżej... Praca się pisze, a ja szukam i szukam... Niewielka część będzie pojawiała się na blogu: http://cichociemnyzychiewicz.blogspot.com/ . I proszę trzymać kciuki za Julkę, bo konkurs nr 1 był dla Niej wyzwaniem, kolejny to już wyzwanie do potęgi. Ale wierzę, że da radę :)

Maria Julia Żychiewicz z dziećmi: Emilem, Marysią i Antonim. 


sobota, 14 grudnia 2013

"A Może Budyń..."

Mimo że na dworze zimno i nieprzyjemnie, to nie ma czasu na nudę. Dzisiaj naszą klinikę odwiedzili harcerze. Właściwie to zuchy, nie harcerze. Roześmiana 27 Myślenicka Gromada Zuchowa „A Może Budyń”, miała akurat zbiórkę o zwierzętach, a jako, że nasze córy też są harcerkami, to opiekunowie zuszków zapytali dr Jacka Ingardena, czy nie mógłby udostępnić im Przychodni THERIOS na zbiórkę. Oczywiście zgodził się bez wahania. Zajęcia przebiegły pomyślnie, a dzieciaki opuszczały naszą przychodnię z uśmiechami na twarzy.
Dziękujemy za miłe spotkanie i zapraszamy ponownie :)




piątek, 13 grudnia 2013

Jak się bawią nasze zwierzaki?


W roli głównej Boogie i Urania. Dzięki temu, że nam sąsiedzi zamknęli skrót na pastwisko, musimy okrężną drogą prowadzić naszą końską gromadę na pożółkłą już trawę. Największą frajdę z tego ma Boogas, który wykorzystuje każdą możliwość zabawy. Najlepszą kompanką do wariackich gonitw jest Urania, nasza ruda kobyła. Całość wygląda strasznie: kłapanie zębami, strzelanie z zadu, atakowanie przednimi kopytami. I Boogie, który jakoś uwija się wokół tego 500-kilogramowego kłębowiska z uśmiechem na pyszczysku ;)

środa, 4 grudnia 2013

Z życia THERIOSa: kaszlący york


Widoczna na zdjęciu rtg zapadnięta tchawica.
Niedawno trafił do nas 2-letni york, u którego od dłuższego czasu występował kaszel. Raz większy, raz mniejszy, najgorzej było przy zdenerwowaniu i powitaniach. Yorczysko zaprezentowało nam taki atak w całej okazałości. Biedaczek stał z wyciągniętą głową, wytrzeszczonymi oczami i ledwo łapał oddech. Leki pomagały tylko na chwilę, problem ciągle wracał.

W PW THERIOS wykonaliśmy zdjęcia rentgenowskie szyi i klatki piersiowej, dr Ingarden zbadał w znieczuleniu jamę ustną i podniebienie miękkie, wykonane zostały badania krwi.

Rozpoznanie: zapadanie tchawicy i jej silne zapalenie, za długie podniebienie miękkie, przetrwałe zęby mleczne.

Co dalej? 
Najpierw trzeba było wygoić stan zapalny. Potem podjęcie decyzji o zabiegu.

Na czym polegał zabieg? 
Dr Jacek Ingarden pod kontrola fluoroskopu wprowadził yorczkowi do tchawicy specjalny stent, czyli siatkę z niedrażniącego tkanek nitinolu.Stent ma zapobiegać zapadaniu się światła tchawicy. Dodatkowo konieczne było skrócenie podniebienia miękkiego i usunięcie mleczaków. Zabieg przebiegł bez powikłań, pacjent i ekipa Theriosa dobrze się spisali :)
Poniżej kilka zdjęć z zabiegu. Więcej informacji o zapadaniu tchawicy TUTAJ >> 

Pacjent przygotowany do zabiegu. Widoczna po bokach stołu operacyjnego maszyneria to fluoroskop, dzięki któremu można było śródoperacyjnie kontrolować umiejscowienie stentu. 


Dr Jacek Ingarden pod kontrolą fluoroskopu implantuje stent dotchawiczy.
Implantacja stentu.
Skracanie podniebienia miękkiego.
Końcowy efekt widoczny na kontrolnym zdjęciu rtg: stent.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Święta coraz bliżej...

... a do THERIOSa dotarła pierwsza paczka świątecznych prezentów:
pudło cudnych papierowych bombek choinkowych, wykonanych własnoręcznie przez właścicielkę Rasty, naszej onkologicznej pacjentki. Bombki zawisną jako "goście honorowi" na klinicznej choince.

Te bombki to KUSUDAMY, czyli origami kręciołkowe. Kolejne wyzwanie na zimowe wieczory :)))



Baaaardzo dziękujemy za wspaniały prezent!

wtorek, 12 listopada 2013

Świętujemy Dzień Niepodległości...

... na myślenickim Rynku. Było uroczyście. Orkiestra grała, konie rżały, harcerze rozdawali biało-czerwone balony. Nasze córki miały towarzyszyć ułanom, ale... zabrakło dla nich mundurów. Zresztą, co by powiedział Piłsudski na baby w kawalerii? Więc poowijane w pałatki reprezentowały myślenickie harcerstwo. Inna sprawa konie. Co by powiedziały nasze dzikie konie na bębny i trąby? Na pewno byłoby przednie widowisko ;)


niedziela, 10 listopada 2013

Blaski i cienie onkologiczne...

Cindy, 11-letnia goldenka.
Od kilkunastu lat zadaję sobie pytanie: czy warto zajmować się pacjentami onkologicznymi, czy nie? Może lepiej szczepić, odrobaczać, sterylizować i leczyć APZSy i parwo? Łatwo osiągnąć sukces. Jeden zastrzyk, kilka kroplówek, badania ograniczone do minimum, niska cena. I wdzięczność klienta, który widzi szybki efekt. A jak pojawia się coś poważniejszego, to wystarczyłoby pokręcić głową i poinformować, że jest tak źle, że już gorzej być nie może. Lepiej nie walczyć.
Guz śledziony? Uśpić, broń boże nie leczyć.
Chłoniak? Uśpić, bo chemia to męczenie psa.
Rak kości? Uśpić, bo pies nie da rady żyć na trzech łapach, a i tak może pożyje pół roku.
Często właściciele nie usypiają, tylko czekają... A potem przychodzi im go głowy myśl: skoro psiak/kot ciągle żyje, to może nie jest tak źle? I szukają onkologa.

Bywa też inaczej. Wielu lekarzy weterynarii już przy pierwszych objawach choroby nowotworowej mówią: to nie moja specjalizacja. Proszę jechać na konsultację.

I trafiają do nas pacjenci na różnym etapie choroby. Jedne zwierzaki już na pierwszy rzut oka pokazują, że cierpią. Inne zachowują się jakby choroba dotyczyła nie ich, tylko kogoś zupełnie innego. Ale łączy ich jedno: RAK...

Poniżej podam przykłady trzech pacjentów, dwóch z zeszłego piątku, jeden wcześniejszy, ale ze świeżutkim wynikiem histopatologii. 

Rosie, dobermanka z chłoniakiem.
Rosie: 9-letnia dobermanka. Trafiła do nas w czerwcu 2012 z paskudnym chłoniakiem. Zajęte wszystkie węzły chłonne, szpik i oczy. Aż kusiło, żeby załamać ręce. Ale właściciel nie przyjechał, żeby słuchać o załamywaniu rąk. Podjęliśmy walkę. Oczy Rosie powierzyliśmy zaprzyjaźnionemu okuliście, dr Stefanowiczowi. My zajęliśmy się resztą. Po 6 miesiącach zakończyliśmy pierwszy etap leczenia. Po 13 miesiącach był nawrót. Sunia pięknie odpowiedziała na terapię ratunkową. Żyje i to żyje pełnią życia. Trochę narzeka na dietę, ale z tym jakoś da się żyć :)

  Cindy: 11-letnia goldenka z Fundacji Aurea. Adoptowana w marcu tego roku. Prawie niewidoma. Miała usunięte guzki z gruczołu sutkowego, w miejscu blizny pooperacyjnej pojawił się nowy guz. W HP wyszedł chłoniak. Kondycja idealna, no, może trochę więcej ostatnio śpi. Rtg wykazało rozsiane zmiany w płucach. Najprawdopodobniej przerzuty z sutka. Dwa złośliwe nowotwory, każdy innego pochodzenia, żaden nieoperacyjny. W zasadzie to wyrok, ale dlaczego tak łatwo mamy się poddać? Nie uratujemy Cindy, ale może uda się przedłużyć jej trochę życie?

Rtg klatki piersiowej Cindy...

Guz śledziony u Sisi, okazał się niezłośliwy :)

Sisi: 6-letnia sunia w typie amstafa. Lekarze prowadzący stwierdzili ogromnego guza w brzuchu i wydali wyrok, bez konsultacji, bez żadnego światełka nadziei. Zdesperowani właściciele trafili do nas. Guz był imponujący, wielkości głowy kapusty... Dr Ingarden usunął śledzionę z guzem, poinformował o możliwości chemii. Rozpoznanie histopatologiczne: angioma, niezłośliwy nowotwór z naczyń krwionośnych. Sisi dostała od nas drugie życie :)

Niestety nie zawsze jest tak optymistycznie. Czasami podejmujemy walkę, ale ją przegrywamy wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Niektórzy właściciele mają żal, że się nie udało. Liczą na cud, który nie nastąpił. Taka walka jest kosztowna, bo nie da się ominąć badań, leki stosowane u pacjentów onkologicznych kosztują więcej niż standardowe preparaty weterynaryjne... I nie ma gwarancji sukcesu. Inna jest też definicja onkologicznego sukcesu. Czasami sukcesem jest kilka tygodni godnego życia, czasami 2-3 lata. Tylko wczesny etap choroby daje możliwość wyleczenia. Wszystko zależy od rodzaju nowotworu i indywidualnych reakcji pacjentów. W onkologii nie da się pójść na skróty. Nie można ominąć badań krwi, rtg, usg, badan histopatologicznych. Jak jest możliwy zabieg, to się go wykonuje. Im wcześniej, tym lepiej.

Zadaniem onkologa jest przedstawić możliwe opcje postępowania, przewidywany przebieg leczenia oraz  indywidualnie zdefiniować sukces. Potem dostosować się do decyzji właściciela i uszanować każdą decyzję...








poniedziałek, 4 listopada 2013

Czerniak, podstępny nowotwór...

Czerniak (melanoma malignum) u Koli. Strzałki wskazują zasięg nowotworu.
Tym razem przedstawiam Kolę, 9-letniego kundelka. Zaczęło się od problemów z jedzeniem. Potem pojawiły się krwawienia z jamy ustnej. A potem Kola odmówił jedzenia. Do nas trafił z nieoperacyjnym guzem naciekającym kości. Rozpoznanie: czerniak (melanoma malignum). I to w najgorszej odmianie. W innej lokalizacji namawialibyśmy na zabieg. W takich sytuacjach usuwa się tyle tkanek ile się da, często razem z częścią szczęki. Właściciele często rezygnują z zabiegu z obawy przed okaleczaniem swojego pupila. Jednak większość psów świetnie adaptuje się do nowej sytuacji i nadal cieszą się życiem. U Koli zabieg nie wchodził w grę, zmiany były zbyt zaawansowane.

Wspólnie z właścicielami podjęliśmy decyzję o paliatywnej chemioterapii karboplatyną. Cztery cykle w odstępach trzytygodniowych. Ryzykując, że może się nie udać... To była trudna decyzja, bo trzeba było ją podjąć za psiaka. Wyrok i tak już zapadł, bo czerniaki jamy ustnej są agresywne i zabijają bezlitośnie. Sukcesem jest każdy dodatkowy tydzień, czy miesiąc.

Kola bardzo dzielnie przeszedł całe leczenie. Już w czasie chemii zaczął interesować się jedzeniem, początkowo miękkimi kawałkami mięsa, potem zabrał się za ogryzanie kości. Przypłacił to utratą zęba (trzeba było go operacyjnie usunąć), ale nie zniechęcił się.

Obecnie mija trzeci miesiąc od rozpoczęcia leczenia. Chemioterapia została zakończona. Pierwsze sukcesy są już za nami: Kola żyje, i to żyje pełnią życia. Je, bawi się, obgryza kości. Czerniak nie zniknął, ale został na jakiś czas "uśpiony". Na jak długo? Trzymamy kciuki, żeby to były kolejne tygodnie, a może miesiące...

piątek, 11 października 2013

Dlaczego piszemy?

Ostatnio staramy się nadrobić przeszło dwuletnią ciszę w publikacjach. Niedawno ukazał się pierwszy z cyklu artykułów hematologicznych, poniżej skany :) W drodze jest kilka następnych, w różnych czasopismach.



Ale właściwie po co piszemy? Ostatnio na jakimś forum przeczytałam, że w Theriosie to nie leczymy zwierząt, żeby je wyleczyć, tylko po to, żeby mieć materiał naukowy. Hmmm... Myślałam, że jest odwrotnie, to znaczy leczymy zwierzaki, żeby im pomóc, a dodatkowo dzielimy się swoimi doświadczeniami, żeby ułatwić innym lekarzom w leczeniu kolejnych pacjentów. Miło mi bardzo, że autor wypowiedzi widzi w naszych "wypocinach" materiał naukowo-badawczy, ale zapewniam, że prace naukowe to wyglądają zupełnie inaczej ;)

A że lubimy pisać (i ja i mój mąż, a ostatnio też nasze dzieci), to piszemy. Opisujemy przypadki z naszej pracy, ale nie tylko. Po cichu, do szuflady piszę opowiadania naszych dzieci, na pamiątkę, żeby w słowach zatrzymać trochę wspomnień, piszę opowiadania "okiem pudla", wypowiadam się na forach internetowych, czasami nawet piszę listy, choć niektórzy twierdzą, że to czynność wymierająca ;)
I tak, jak niektórzy mówią "biegam, bo lubię", ja powiem "piszę, bo lubię" :) 


środa, 2 października 2013

Po co tyle tych zdjęć?!

Często spotykamy się ze zdziwieniem właścicieli pasów i kotów jak słyszą, że trzeba zrobić trzy zdjęcia klatki piersiowej. "Po co?" pytają. "Przecież w gabinecie X powiedzieli, że wystarczy tylko jedno".
A jednak nie wystarczy. U pacjentów onkologicznych, których mamy w naszej przychodni najwięcej, konieczne są trzy projekcje: dwie boczne (na lewym i prawym boku) oraz strzałkowe.
Dlaczego? Bo niewielkie zmiany (np przerzutowe) mogą być widoczne tylko na jednym ze zdjęć. Przykładem jest 9-letnia sunia, która trafiła do nas z rozpoznaniem naczyniakomięsaka (hemangiosarcoma). Kilka miesięcy wcześniej miała usuwane guzy sutka, niestety bez rozpoznania HP. Rutynowe badania przed kwalifikacją do dalszego postępowania wykazała zmiany w śledzionie i... klatce piersiowej. Dwa guzki w okolicy podstawy serca, bardzo słabo cieniujące, widoczne dopiero na drugim zdjęciu rtg.

Tutaj wydaje się, że wszystko jest w porządku... 

... a tutaj już nie... 

I jeszcze powiększenie...

Śledzionę trzeba było usunąć, dr Ingarden usunął jeszcze tkanki w okolicy wcześniejszego zabiegu. Teraz czekamy na wyniki HP, żeby ustalić optymalny schemat chemioterapii...

poniedziałek, 23 września 2013

Wspomnienie...


Weterynarz po godzinach nie tylko jeździ konno, maluje beczki, zajmuje się dziećmi, fotografuje i pisze artykuły. Czasami też słucha muzyki. Na koncertach rzadko bywa, niestety. Ale czasem zostaje za uszy wyciągnięty na jakieś wydarzenie kulturalne. I wraca oczarowany... Tak było z Panem Tadeuszem i Żydem z Wesela w Teatrze Starym (dzięki panu Zbyszkowi). Tak było z koncertami Jarka Śmietany (dzięki samemu Mistrzowi). Byliśmy, wróciliśmy oczarowani. Bo płyta, nawet nie wiem jak genialna, nie odda tego, co koncert. W planach był mini-koncert Pana Jarka u nas, w Theriosie, ale żadna z imprez nie była wystarczająco godna Mistrza. Została pamięć i kilka płyt z dedykacją. Pamięć nie tylko o Wielkim Jazzmanie, ale o Człowieku. Uśmiechniętym, czasem przejętym, czasem też przerażonym. Oddanym Rodzinie i troszkę... niezdyscyplinowanym ;) Kiedyś z przerażeniem odkryliśmy, jak po cichu dokarmia swoją sunię... kotletem schabowym. Przepraszający uśmiech musiał nam wystarczyć... Z jednej strony Geniusz, z drugiej Człowiek... Takim go będziemy pamiętać i ciągle ożywiać wspomnieniami...

http://longplay.blox.pl/resource/farewell.jpg
http://longplay.blox.pl/resource/farewell.jpg

sobota, 14 września 2013

Oto Simba...


Simba ma 9 lat, jest krzyżówką border collie i goldena. Trafił do nas w maju z... wyrokiem. Zniekształcony nos, duszność, ropny zapach, krwawienia... W TK (tomografia komputerowa) jeszcze gorzej, bo okazało się, ze zajęta jest kość, podniebienie i oczodół. Rozpoznanie histopatologiczne: fibrosarcoma, czyli włókniakomięsak. Zmiana nieoperacyjna, psisko z dużym dyskomfortem. I właściciel, który nie chce się poddać. Zaproponowaliśmy paliatywną chemioterapię. Trochę bez przekonania, ale to była taka decyzja ostatniej szansy. Z zastrzeżeniem, że jak będzie cierpieć, to trzeba będzie się pożegnać.


Od tego czasu minęły już ponad cztery miesiące. Simba czuje się doskonale, chemię znosi bardzo dobrze. Zniekształcenie nosa widoczne z zewnątrz zmniejszyło się. Nie ma krwawień, nie ma ropnego zapachu. Simba ma apetyt, jest aktywny. Nie wygląda, żeby cierpiał. Rozpoczęliśmy ostatni cykl chemii. Wiemy, że prędzej, czy później przegramy tę walkę, ale już teraz możemy powiedzieć, że odnieśliśmy sukces. Simba żyje i cieszy się życiem :)

wtorek, 3 września 2013

Hirudoterapia???

Plik:Hirudo medicinalis.jpg
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pijawka_lekarska
Pijawki kojarzą się nam z prehistorycznymi metodami leczenia. W zasadzie to nie wiadomo, czy te krwiopijne stwory nie mają więcej wspólnego z wampirami niż ze stworzeniami z realnego świata.

Tak myślałam do wczoraj, czyli do momentu przeczytania ciekawego artykułu dr Anny Czai-Kruszyńskiej w Świecie Koni. Temat mnie nie tylko zainteresował, ale też.zaskoczył. Bo ten straszliwy krwiopijny potwór okazał się niemalże cudem natury. Okazuje się, że pijawka to nie tylko upust krwi, ale dziesiątki niezwykle cennych substancji o wszechstronnym zastosowaniu. Nawet, dzięki endorfinom, poprawia samopoczucie... 

Główne zastosowania w medycynie ludzkiej i weterynaryjnej to: 
  • leczenie niegojących się ran 
  • leczenie chorób stawów i ścięgien
  • działanie przeciwzakrzepowe 
  • obniżenie ciśnienia krwi 
  • silne działanie regeneracyjne 
  • działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne 
  • obniżenie cholesterolu 
  • działanie przeciwbakteryjne 
  • ogólne i miejscowe podniesienie odporności 
Tak mi się to spodobało, że przymierzam się do kursu hirudoterapii. Zastanawiam się tylko na zainteresowaniem ;)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Beczki hematologiczne


Ładnych kilka tygodni temu rodziłam w bólach artykuł o niedokrwistościach dla Idexxa. I jak zawsze robiłam wszystko, żeby tylko nie pisać. Gotowałam, piekłam, zajmowałam się dziećmi, malowałam drągi, jeździłam konno. Nawet czasami chodziłam do pracy. Wszystko, żeby tylko nie robić tego, co powinnam. Swoimi przemyśleniami dzieliłam się na nieśmiertelnym fejsie. Szczególnie wtedy, jak już w końcu siadałam przed komputerem i z ciężkim westchnieniem otwierałam wersję roboczą artykułu. Jedno z trudem sklecone zdanie pojawiało się w artykule, a potem dwa na fb ;) Jeden z fejsbukowych znajomych wpadł na pomysł, że skoro wolę malować drągi niż pisać, to mogę artykuł namalować. 
„Doskonale!” pomyślałam, bo na malowanie czekały dwie przeszkody – beczki. A jak już na listę postanowień wpisałam malowanie beczek, to zamiast malować beczki zaczęłam pisać artykuł. Najpierw jedne niedokrwistości (dla Idexxa), potem drugie i trzecie (dla Magazynu Weterynaryjnego), a potem jeszcze krótki przypadek hematologiczny dla nowej gazety weterynaryjnej. Beczki cierpliwie czekały. 
W końcu przyszedł czas i na nie. I oto dzisiaj zostały przetestowane na naszym mini parkurze. Konie przyjęły je bardzo przyjaźnie. Tylko Elf podszedł, powąchał i wbił zęby zdrapując z mojego dzieła trochę farby. „Psia krew” pomyślał zapewne. Bo na moich beczkach pływają sobie krwinki czerwone psa. I nie ma płytek, bo... zapomniałam namalować. A potem to już mi się nie chciało uzupełniać. W końcu może to był pies cierpiący na małopłytkowość immunologiczną...




piątek, 16 sierpnia 2013

Fotografia moje hobby ;)


Drożdżaki Malessezia sp. 
Zamiłowanie do fotografii objawia się u mnie nie tylko szafą pełną albumów rodzinnych, ale też wieloma zdjęciami "zawodowymi". Jak tylko mam czas, to staram się dokumentować fotograficznie pracę weterynarzy w THERIOSie. Ulubionym miejscem mojego szaleństwa fotograficznego jest sala operacyjna i... laboratorium. Dzisiaj sesję zdjęciową miały szkiełka. Kilkadziesiąt wyselekcjonowanych szkiełek zostało uwiecznionych na 645 zdjęciach. Same ciekawe przypadki:
Cytologia z moczu: zapalenie bakteryjne 

rak pęcherza moczowego 
ostra białaczka limfoblastyczna (krew, szpik i śledziona)
malessezioza
niedokrwistości immunohemolityczne 
nowotwór otrzewnej (mesothelioma?)
mięsak histiocytarny
naczyniakomięsaki
chłoniaki (w tym jeden u świnki morskiej!)
anaplazmoza (krew i szpik)
anaplazmoza z boreliozą (krew i szpik)
Przewlekła białaczka limfocytarna.
Pacjent żyje już ponad dwa lata i jest w fantastycznej formie :) 
bakteryjne zapalenie pęcherza moczowego
plazmocytarne zapalenie skóry
zapalenie otrzewnej
zapalenie trzustki
guz komórek tucznych (mastocytoma)
przewlekła białaczka limfocytarna
ropne zapalenie otrzewnej
rak tarczycy
fibrosarcoma (chyba...)
niedobór kinazy pirogronianowej (podejrzenie: krew i szpik)
długie podniebienie miękkie (krew)
i inne...

Nie wszystko zdążyłam uwiecznić, nie wszystkie zdjęcia są udane. Ale czuję dużą satysfakcję, bo wykonałam KAWAŁ DOBREJ ROBOTY :)

piątek, 9 sierpnia 2013

Weterynarz na wystawie




A właściwie pięciu weterynarzy plus cztery duże morelowo-czerwone pudle. Nr 1, Ania z Darrą, nr 2 i 3, czyli doktorostwo z okolic Nowego Sącza z Laną i Jaszką oraz nr 4 i 5, czyli my, Ingardenowie, z Boogasem. Połączyły nas skomplikowane koligacje pudlowo-rodzinne, których opisywać nie będę. Można rzec, że jesteśmy (lub będziemy) rodziną przez psy.

Zakopiańska wystawa psów przyniosła Boogiemu  najwyższy rasowy tytuł Best of Breed, czyli Zwycięzcy Rasy oraz kolejne certyfikaty na championa krajowego (CWC) i międzynarodowego (CACIB). Więcej o samej wystawie na blogu Boogaskowo.














***

W niedzielę słońce urządziło prawdziwą patelnię, więc chodzić się nam nie chciało. Ale do sekretariatu wystawy trzeba było się przespacerować. Droga, ku utrapieniu przepoconych dzieci, dłużyła się niemiłosiernie. Bo... weterynarz na wystawie bywa rozpoznawalny. Albo przynajmniej jego pies. "Niech pani patrzy na tego pudla! Takiego samego ma doktor Ingarden z Myślenic!". "Pani doktor, jak się cieszę, że panią widzę! Szykuje się cesarka za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że nigdzie nie wyjeżdżacie na urlop?" "Nasza sunia znowu miała puste krycie, co robić?!" "A nasza w końcu zaskoczyła, po tylu próbach..."

Po wystawie pojechaliśmy nad rzekę. A tam państwo z małym, trochę upasionym pinczerkiem opowiadali, jak ich psisko lubi czekoladę... Nie wytrzymałam i postraszyłam ich konsekwencjami. Podobno nie należy zabierać pracy do domu i czas po godzinach poświęcić rodzinie. Tyle, że nie dotyczy to chyba zawodu weterynarza ;)


piątek, 12 lipca 2013

Głupawka językowa :)


Od kilku dni weterynarz po godzinach usiłuje wywiązać się ze zobowiązania napisania dwuczęściowego artykułu o niedokrwistości, zwanej z obca anemią. Z wiszącymi na plecach dziećmi, przypalającą się na gazie zupą i kuszącymi widokami koni jest to rzecz niełatwa, żeby nie powiedzieć niebywale trudna. Można utknąć w pół zdania, bo... trudno znaleźć odpowiednie słowo. Szczególnie, jak się korzysta z obcej literatury. Taka na przykład refractory anemia. Wrzucam hasło refractory do słownika internetowego ling.pl  i widzę:

nieposłuszny
odporny
buntowniczy
uporczywy
uparty
oporny
krnąbrny
rogaty
niesforny
ogniotrwały

Według słownika krnąbrny może być więzień, ogniotrwały materiał, rogata dusza, ale anemia? Chociaż czasami to faktycznie, wszystkie w/w określenia pasują. Podajemy jeden lek, potem drugi i nic. Dopiero jak wyciągniemy armatę w postaci chemii udaje się opanować sytuację.

A potem dzieci idą spać i weterynarz stuka się w głowę. No przecież oczywiste, to chodzi o niedokrwistość oporną na leczenie!


p.s. Osobnym zagadnieniem jest różnica między polską niedokrwistością, a obcą "anemią". Swoje baty od recenzentów za to już zebrałam ;) Ale to już jest zupełnie inna opowieść...

wtorek, 9 lipca 2013

Rekreacja: komplement, czy obelga?

Weterynarz po godzinach często jeździ konno, więc znowu wraca temat jeździecki.
Mój mąż usłyszał ostatnio: "niejeden rekreant chciałby tak skakać". Miał to być komplement, a zabrzmiało, hmmm... nieszczególnie. Ale czy na pewno?


W światku jeździeckim "rekreacja" oznacza gorszy sort jeździecki. a jak już komuś się zdarzy skoczyć przeszkodę większą od 50 cm, to zaczyna myśleć o sobie jak o sportowcu.

A kim tak naprawdę jest jeździec rekreacyjny? Moim zdaniem to osoba, która jeździ dla przyjemności. Nie dla wyników, nie ma to być sposób na życie. Dla przyjemności można skakać, można trenować amatorsko ujeżdżenie, można startować w rajdach. Bez presji, tylko po to, żeby przechodzić przez kolejne etapy. Można być naprawdę dobrym, można zdobywać medale i kolekcjonować floo. Ale przede wszystkim jest to miłe spędzanie wolnego czasu, a nie zawód.
Chciałabym, żeby moje dzieci dobrze jeździły konno, bo dobrze znaczy... bezpiecznie. Ale nie chcę, żeby jeździły wyczynowo. Ale chciałabym, żeby potrafiły przejechać prosty czworobok i przeskoczyć przeszkodę  ok. 100 cm. A najbardziej chciałabym, żeby nauczyły się rozmawiać z końmi i rozumieć z nimi bez słów. I niech bez wstydu myślą o sobie: "jestem jeźdźcem rekreacyjnym".

wtorek, 25 czerwca 2013

"Czary-mary"




Stawy biodrowe opisanej w tekście pacjentki.
Brzydkie, to mało powiedziane...
Praktycznie ich nie ma. 

Anegdota na dziś: 

Do Theriosa wchodzi klient uśmiechnięty od ucha do ucha. 
"Pamięta pani moją sunię? Tą, która chodzić nie mogła... Biega jak szalona, a to już minął prawie rok! 
Chciałbym taką samą terapię dla mojej babci, z którą lekarze ludzcy nie mogą sobie poradzić..." 

Sunia jest ogromną, 60-kilogramową bernardynką. W 2012 roku, w wieku 10 lat, trafiła do nas z ropomaciczem. Było źle, tym bardziej, że rozwinęła się ostra niewydolność nerek. Jakoś się pozbierała. Potem pojawiła się kulawizna. Zdjęcie rtg wykazało zaawansowaną dysplazję. Cudem było to, że sunia w ogóle chodziła. Niestety, ze względu na problemy z nerkami nie można było podać standardowych leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Mój małżonek (Jacek Ingarden) zastosował "czary-mary" i sunia się poprawiła (bo o naprawieniu nie mogło być mowy...). Przez prawie rok nie wiedzieliśmy, co się z nią dzieje. Teraz już wiemy :) 

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bzyczące co-nieco...

Lubię miód i lubię pszczoły, ale jakoś niekoniecznie w najbliższym sąsiedztwie. Za to pszczoły lubią mnie. Pokazały to szczególnie kilka dni temu, kiedy pojawiły się w postaci byczącej chmury nad naszym ogrodem. Pojawiły się i... zostały w postaci rogatej kuli zawieszonej na drzewie. Sąsiadka, autorytet w dziedzinie pszczelarstwa, do której zadzwoniłam po ratunek, stwierdziła: „pszczoły są jak dzieci...”. Hmmm... cokolwiek to znaczy, bo dzieci są różne i nieprzewidywalne, szczególnie te dojrzewające...


Poszukiwania właściciela roju spełzły na niczym. Pomyślałam, że biedne te pszczoły, których nikt nie chce. Źle im na naszej sośnie nie było, ale w końcu ile mogą tak wisieć? Na szczęście znalazł się litościwy pszczelarz, który przyjechał z ulem pod pachą i zabrał rój do swojej pasieki. Widowisko było przednie. Pszczelarz siedział na drzewie z ulem na rękach, pszczoły łaziły po nim, on od czasu do czasu potrząsał pszczelą rodziną. Kibicował mu niezły tłumek pszczelich ignorantów w postaci naszej całej rodziny i grupy sąsiadów. Pszczoły pojechały do nowego domu, a nam trochę brakuje bzyczenia na sośnie... Teraz czekamy z niecierpliwością na miód od „naszych” pszczół ;)




sobota, 8 czerwca 2013

Czy kastracja królic jest bezpieczna? Dlaczego kastrujemy samice królików?

Królice kastrujemy zdecydowanie rzadziej niż suczki i kotki. Dlaczego? 
A z drugiej strony czy operacyjne usunięcie gonad u tego gatunku ma jakieś zalety? U samców usunięcie jąder bywa koniecznością, szczególnie z powodu ich agresywnego zachowania. A jak to jest z samicami? 

Dr Jacek Ingarden operuje królicę,
dr Krysia Skiersinis monitoruje znieczulenie
Otóż kastracja chirurgiczna zapobiega chorobom narządu rodnego takim jak nowotwory, czy zapalenia macicy, a także pozytywnie wpływa na psychikę. Królice są spokojniejsze, mniej agresywne i bardziej przywiązane do właściciela. Lepiej dogadują się ze swoimi króliczymi towarzyszami i łatwiej uczą się czystości. Kastracja jest najskuteczniejszą metodą antykoncepcyjną, co jest ważne szczególnie dlatego, że u samic królika owulacja jest prowokowana kopulacją i trudno ustalić okresy, kiedy królik jest płodny, a kiedy niepłodny. 

Jednak nie zawsze zabieg przebiega tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Bywa, że tradycyjnego, domięśniowego znieczulenia króliki nie przeżywają. Rozwiązaniem jest znieczulenie wziewne, które rutynowo jest w THERIOSie stosowane u królików. Króliki krótko śpią i szybko się budzą, w zasadzie od razu po odłączeniu od izofluranu. 
Podwójna macica u samicy królika:
dwie macice uchodzą do jednej pochwy. 

Ostatnio trafiły do nas dwie urocze królice na zabieg chirurgicznej kastracji. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Indukcja, maska, zabieg, wybudzenie. Ledwo zdążyłam zrobić zdjęcia :) Ale udało się i możecie teraz zobaczyć, że specyficzna podwójna macica (uterus duplex), będąca rozwojowo gdzieś pomiędzy kangurem i psem, to nie wymysł szalonych naukowców ;) 


Więcej informacji o samym zabiegu znajdziecie na naszej stronie internetowej PW THERIOS>>>



poniedziałek, 3 czerwca 2013

Powstał blog Boogaskowy :)

Zapraszam na blog mojego Boogiego.
Będzie sporo aktualności, będą też teksty "okiem pudla", które powstały na potrzeby dziecięcego Klubu Pudli Królewskich, a teraz leżą bezczynnie na twardym dysku mojego komputera.

Miłej lektury :)



Aby wejść do bloga kliknij TUTAJ>>

Mój Boogie Championem Polski :)

Właściwie to już od ponad pół roku, ale tak sobie właśnie o tym przypomniałam ;-)
Pełne imię to: Boogie Omne Trinum Perfectum, hodowca Anna Kułyk. Ania jest też autorką załączonego zdjęcia Boogiego oraz jego fryzury.

Jest reproduktorem. Też od dawna :) Oczywiście jest najwspanialszy, najpiękniejszy i cały naj... Również w oczach sędziów :)
Jak ktoś będzie chciał go poznać, to najbliższą wystawę mamy zaplanowaną na 30 czerwca w Bielsku-Białej. Wkrótce w internetowym eterze pojawi się Boogaskowy blog, o czym nie omieszkam się poinformować wielbicieli mojego pudliszona :)