wtorek, 9 lutego 2016

Pierwsze prześwietlenie, czyli co w jajku piszczy, wysiadywania dzień 7

Oficjalne prześwietlenie jaj ma mieć miejsce dzisiaj wieczorem. Ale już wczoraj po cichu, w tajemnicy przed rodziną, uruchomiłam owoskop i zaglądnęłam do części jajek. Głównie po to, żeby się dzisiaj nie zbłaźnić, bo w końcu robię za autorytet jajeczny. To ja wymyśliłam kury i ja podjęłam wyzwanie wysiadywania. Wyjęłam kurze usg, czyli owoskop i zaczęłam zaglądać. Najpierw duże jajo zielononóżki. Jest! Ciemna plamka i opisywana w mądrych źródłach sieć naczyń krwionośnych. Plamka nawet się trochę kręci. Hurra, żyje! Ok, teraz mała zielononóżka, czyli takie jajo "połóweczka". Niby każą takie eliminować, ale jak się z tego małego coś wykluje, to będzie większa radość. Jest, żyje! Żyły też appenzellerki i australopteki, podobnie leghorny. Sprawdziłam tylko kilka, żeby rodzina żalu nie miała. Potem z drżącym sercem sięgnęłam po nasze, zniesione w naszym kurniku przez nasze kury, zapłodnione przez naszego koguta... Emocje sięgnęły zenitu. Uwaga, uwaga.....
Klops
Puste :( Pierwsze, drugie, trzecie i czwarte...
Dostały jeszcze kilka dni szansy, bo też do inkubatora zostały włożone dzień później. Jak nie to klops, a raczej... jajecznica...
Obwiniony został nasz kogut, Tyson. Przegrał wojnę z Elegancikiem, potem dostał szansę na rehabilitację. Tak to jest z tymi nadmuchanymi, kolorowymi facetami. Dużo słów, mało treści. Kolorowa marynarka, nadmuchane mięśnie i wypachniona broda to nie wszystko. Potwierdziła się teoria profesora Dubiela, który zawsze podkreślał, że najlepszy reproduktor to nie ten cukiereczek, tylko śmierdzący, niedomyty lump... Tylko skąd ja teraz wezmę śmierdzącego, niedomytego koguta??? Na targu widziałam ostatnio same jakieś takie nie-do-końca zdrowo wyglądające, a dorodnie wyglądały tylko... króliki. Ale królik się nie nada...

W temacie kur, ale już z nieco innej beczki, to dzisiaj spotkałam sąsiadkę. Pochwaliłam się pomysłem na drobiowy przychówek i wybiegając w przyszłość podzieliłam się wątpliwościami dotyczącymi pozbawiania życia nadprodukowanych kurek. Sąsiadka uśmiechnęła się szeroko i stwierdziła, że mogę na nią liczyć. Dostarczę kurki, a odbiorę wypatroszone i pozbawione piór tuszki. Moje sumienie zawyło, ale rozsądek zneutralizował obiekcje sumienia.

Na razie wysiadujemy, potem zobaczymy...

A dla fanów koncertów drobiowych filmik ekstra ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz