wtorek, 14 kwietnia 2015

And the winner is...

Mój Tyson poległ... To znaczy nie całkiem, nie na śmierć, na szczęście. Ale poniósł sromotną klęskę. Elegancik, który wydawał się mało samczy i mniej wojowniczy poszedł po rozum do głowy i do kolejnej bitki lepiej się przygotował. Już nie skakał bez sensu, tylko wziął się na sposób - wykombinował, że przeciwnika trzeba unieruchomić przez zawieszenie się na jakiejś zwisającej wrażliwej części ciała. A Tyson przyciągał wzrok wspaniałymi dzwonkami... I na tych dzwonkach właśnie uwiesił się Elegancik. A jak złapał, to nie puścił. Tyson został unieruchomiony, uziemiony i przepędzony. Snuje się teraz po wybiegu i z zazdrością spogląda na harem swojego niedoszłego kumpla. Elegancik  zaś dumnie przechadza się wśród kur od czasu do czasu oznajmiając całemu światu swoje zwycięstwo.

Poniżej kilka zdjęć w bitki koguciej i filmik :)



 


1 komentarz:

  1. Z perspektywy czasu: oba koguty okazały się beznadziejne... Prawda wyszła na jaw po ataku lisa. Elegancik schował się w kurniku i udawał, że go nie ma. Tyson wprawdzie próbował bronić stada, ale po znalezieniu martwej kury okazał się podłym... nekrofilem...

    OdpowiedzUsuń