Wiosenne wizyty u profesora Andrzeja
Dubiela, emerytowanego kierownika Katedry Rozrodu Zwierząt
wrocławskiej weterynarii, stały się już tradycją. Profesor po
zakończeniu pracy naukowej całym sobą poświęcił się pracy ze
swoimi ukochanymi zwierzętami - ozdobnym drobiem, jeleniami milu,
muflonami i kucami szetlandzkimi. Zaprzyjaźnił się z okolicznym
ptactwem śpiewającym i wiewiórkami, które licznie zasiedliły
jego unikatowy starodrzew. Jedną z jego ostatnich misji jest
tworzenie kolejnych oczek wodnych dla ginących żab. Mówi o sobie:
"przyrodnik", bo też do tego przez cały czas swojej pracy
na uczelni dążył: żeby studenci weterynarii byli przede wszystkim
przyrodnikami, znającymi i mi
łującymi swoją przyrodę ojczystą,
a nie przyszłymi maszynkami do zarabiania pieniędzy. W trakcie
swojej pracy na uczelni walczył o zasiedlenie klinicznych
pomieszczeń jak największą liczbą zwierząt, z którymi mogliby
pracować studenci. Na strychu Kliniki Rozrodu zorganizował
imponujący gołębnik, pełen egzotycznych gołębi ozdobnych. Jako
studentka miałam wielokrotnie przyjemność rozmawiać z Profesorem
Dubielem na tematy przyrodnicze. Jego ulubionym tematem była i nadal
jest Czerwona Księga zagrożonych gatunków zwierząt.
Tegoroczna wizyta tradycyjnie pełna
była ciekawych gawęd o ptakach, drzewach i zwierzakach. Groźne
przygody kucyków, problemy techniczne związane ze stadem jeleni,
walki kogutów, wystawy ptaków ozdobnych, relacja z upowszechniania
polskiej kury zielononóżki, a to wszystko w oprawie pełnej pasji
gestykulacji, jest zawsze niezapomnianym wrażeniem. Oczywiście nie
obyło się bez edukacyjnego spaceru po włościach. Dzieci nie mogły
się oderwać od żądnych pieszczot kucyków, a potem próbowały
swoich sił w rozpoznawaniu po śpiewie gatunków ptaków. Tym razem
bez zająknięcia odpowiedziały na pytanie o polskie drzewo
(modrzew...). Podziwialiśmy też kolorowe bażanty, małe
przepiórki, hiszpańskie kury minorki i wielkiego czerwonego indora,
który swoim groźnym gulgotem przypominał stale o swojej obecności.
Wspominając więzienie, jakim było
dla nim duże miasto mówi: "z piekła trafiłem do nieba".
Bo też stworzył na swojej działce swoje własne Niebo - pełne z
jednej strony żywej, dzikiej przyrody, a z drugiej dziwacznych ras
ptactwa hodowlanego... W tym roku planujemy trochę zmienić tradycję
i nie poprzestaniemy na jednej wizycie na profesorskim ranczu, ale
wybierzemy się tam niebawem ponownie :)
O innych wyprawach rodziny weterynaryjnej, w temacie harcersko-historycznym poczytasz TUTAJ >>>
Piękny obrazek :)
OdpowiedzUsuńKiedyś też osiądę na wsi. To pewne :)
Witam serdecznie.mam pytanie dla czego grzebienie kur zrobiły się suche i zbielały ?.co im brakuje
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie mam pytanie dla czego grzebienie kur zrobiły się suche i zbielały?. Co im brakuje.
OdpowiedzUsuń