środa, 4 marca 2015

O niewielu zaletach połamanej ręki

Podobno sport to zdrowie... ale niestety nie zawsze. U mnie okazał się zupełnie niezdrowy. Jedne niewinne łyżwy i ręka (oczywiście prawa) została połamana na drobne kawałki. I to w najgorszym do łamania stawie, czyli w łokciu. Widowiskowe złamanie wieloodłamowe. Stałam się bogatsza (i cięższa) o kupę złomu: tytanowe płyty, garść śrub, gwoździe i drut. Teraz zajmuję się głównie analizowaniem różnych odmian bólu, który mnie męczy, nadrabianiem zaległości publikacyjnych i rozstawianiem po kątach dzieci i męża. Trzy razy w tygodniu pastwi się nade mną sympatyczna rehabilitantka, pani Paulina, zadaje mi listę ćwiczeń i nie ma litości dla mojej obolałej ręki... Jest o co powalczyć, bo albo zostanę kaleką, albo odzyskam pełną sprawność ręki...
W zasadzie, to należało by się załamać i biadolić bez końca. Ale połamana ręka ma swoje dobre (nieliczne) strony. Na pewno rzuca nieco inne od przedstawianego w mediach światło na polską służbę zdrowia. Nie dotyczy to złodziejskiej polityki ZUS, tylko moich wrażeń z kontaktu z myślenickimi lekarzami. Otóż opieka, którą zostałam otoczona od samego początku w naszym szpitalu powiatowym, była co najmniej bardzo dobra. Kompetencja i kontakt z lekarzami, opieka pielęgniarek, nawet "panie od zupy" - wszyscy mili i dyspozycyjni. Jakby nie okoliczności, które mnie do szpitala rzuciły, to byłoby tam nawet bardzo przyjemnie ;)
Po drugie - rehabilitacja. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jak wielką odgrywa rolę po operacjach. I na pewno znacznie przyspieszy nasze inwestycje w sprzęt rehabilitacyjny dla psów. Dobrego fachowca z certyfikatami mamy, brakowało tylko sprzętu. Teraz jest dodatkowa motywacja.
Po trzecie - książki. Nareszcie mogę czytać do woli. Po cichu, dla siebie, i na głos, dla rodziny. Rodzinnie rządzi Małgorzata Musierowicz, Jeżycjada podoba się wszystkim. Po cichu wszystko, co wpadnie w ręce. Finiszuję z Lordem Jimem (niezawodny do usypiania...), czeka biografia Jacka Londona i Baron drzewołaz...
Ostatnią, czwartą zaletą połamanej ręki jest usamodzielnienie się moich dzieci i męża. Przed wypadkiem to ja musiałam im dogadzać kulinarnie. Teraz oni dogadzają mnie. A wymagania mam wcale niemałe. Julka do perfekcji opanowała robienie pizzy, Karola została specjalistką od drożdżowych rogali. Obiady są urozmaicone, domowe i zdrowe. Sałatki, surówki, dania mięsne i bezmięsne, koktajle, ciasta i ciasteczka... Wspomaga moje dziewczyny internet i ulubione blogi kulinarne: Ósmy Kolor Tęczy i Bajkorada. A ja wreszcie mogę powybrzydzać ;)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz