wtorek, 25 czerwca 2013

"Czary-mary"




Stawy biodrowe opisanej w tekście pacjentki.
Brzydkie, to mało powiedziane...
Praktycznie ich nie ma. 

Anegdota na dziś: 

Do Theriosa wchodzi klient uśmiechnięty od ucha do ucha. 
"Pamięta pani moją sunię? Tą, która chodzić nie mogła... Biega jak szalona, a to już minął prawie rok! 
Chciałbym taką samą terapię dla mojej babci, z którą lekarze ludzcy nie mogą sobie poradzić..." 

Sunia jest ogromną, 60-kilogramową bernardynką. W 2012 roku, w wieku 10 lat, trafiła do nas z ropomaciczem. Było źle, tym bardziej, że rozwinęła się ostra niewydolność nerek. Jakoś się pozbierała. Potem pojawiła się kulawizna. Zdjęcie rtg wykazało zaawansowaną dysplazję. Cudem było to, że sunia w ogóle chodziła. Niestety, ze względu na problemy z nerkami nie można było podać standardowych leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Mój małżonek (Jacek Ingarden) zastosował "czary-mary" i sunia się poprawiła (bo o naprawieniu nie mogło być mowy...). Przez prawie rok nie wiedzieliśmy, co się z nią dzieje. Teraz już wiemy :) 

1 komentarz:

  1. Takie sytuacje są mocno budujące. W pracy z pacjentami widok poprawy stanu zdrowia jest niezwykłym podziękowaniem za nasze zaangażoanie i pomoc.

    OdpowiedzUsuń