poniedziałek, 11 marca 2013

Kiedy z psem / kotem do onkologa?

No właśnie... W związku z faktem, że jeden z lekarzy zajmujących się w PW Therios  onkologią, czyli ja, przyjmuje obecnie tylko pacjentów konsultacyjnych, naszły mnie pewne refleksje.
Kiedy właściciel decyduje się na konsultację onkologiczną? 
Nie jak zobaczy guzka...
Nawet nie jak dostanie rozpoznanie histopatologa...
Ani nie jak zmiana jest pięć razy większa niż na początku...

Otóż właściciel w większości sytuacji przyjeżdża do onkologa jak do cudotwórcy, jak nowotwór jest już rozsiany po całym organizmie, guzy nieoperacyjne, kości przeżarte na wylot, a w szpiku nie ma ani jednej komórki nie-nowotworowej...

Z kilkunastu pacjentów onkologicznych umówionych do mnie na konsultację, kilku nie dożyło wizyty ze względu na beznadziejny stan, większość pozostałych zobaczyła rozłożone ręce i usłyszała wyrok... W zasadzie bez sensu było blokowanie terminu innym, którym być może dałoby się pomóc...

Pomyślcie, kiedy sami popędzilibyście do onkologa. Jak guz ma wielkość arbuza? Czy jak rak przedziurawi podniebienie na wylot? Czy jak już nie możecie oddychać płucami zajętymi przez przerzuty? Czy może jednak wcześniej, na etapie małego guzka lub kilku "podejrzanych" komórek we krwi?

Onkolog, aby mógł wygrać walkę z rakiem, musi podejmować decyzje wcześnie. Czasami mały, niewinnie wyglądający guzek, jak nie zostanie od razu potraktowany "armatą" zabije pacjenta...

Przykład: mastocytoma, nowotwór złośłiwy, który nawet przy średnicy 2 mm powinien być usunięty z 3-centymetrowym zapasem tkanki. Lekarz pierwszego kontaktu "przypali" laserem. Lekarz onkolog zrobi dziurę jak po granacie...

Inny przykład: mięsak poszczepienny u kotów. Guziczek 1-centymetrowy często wopków ma całkiem spory szpaler komórek nowotworowych. Kot przechodzi jeden, drugi zabieg. guz odrasta. "Ratunku, co robić???" pyta właściciel. Na tym etapie niewiele, często zostaje już tylko paliatywna chemioterapia i liczenie na łut szczęścia.

Wnioski? Specjalistycznym leczeniem powinien zajmować się specjalista Są ośrodki, które patrzą na pacjenta onkologicznego onkologicznie, stosują chemioterapię odpowiednią do rodzaju nowotworu i mają doświadczenie w leczeniu paliatywnym. Skierowanie pacjenta na leczenie onkologiczne NIE PRZYNOSI UJMY ani lekarzowi, ani właścicielowi, ani tym bardziej zwierzakowi...

Do onkologa można trafić na etapie takim:
Mastocytoma we wczesnym stadium... 

"Niewinny" guzek. Wczesne usunięcie uratowało pacjentkę! 

Ale można i na takim: 

Guz sutka u suczki... 
Jamnik z guzem okolicy okołoodbytowej.
Lekarz pierwszego kontaktu stwierdził, że jest nieoperacyjny
kilka miesięcy wcześniej! 
W takim stanie trafiają do nas pacjenci onkologiczni :(



11 komentarzy:

  1. Znowu mnie wzięło na weterynarię... Co jak poradzę, że po godzinach w naszych głowach aż kotłuje się od problemów zawodowych? Chciałam coś napisać o gotowaniu... Ale co jest ważniejsze: chleb marchewkowy, czy rak? Tym sposobem siedząc w kuchni układam sobie leczenie pacjentów i... próbuję nie zwariować.
    Ale następnym razem będzie już chleb marchewkowy... W końcu po godzinach, to po godzinach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedne psiaczki :(. Czy udało się uratować któregoś mimo zaawansowanej choroby?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko Bari z ostatniego zdjęcia został uśpiony, bo nie dało się już nic zrobić... Pozostałe psiaki żyły jeszcze od jednego roku (sunia z guzem sutka) do kilku lat, czyli dożyły spokojnej starości. Najwięcej szczęścia miał jamnior z guzem pod ogonem, który został zoperowany "po znajomości", bo guz był nieoperacyjny (to, co widać było tylko szczytem góry lodowej)... Mój mąż jak zobaczył psiaka na stole operacyjnym tylko wrzasnął: "KTO GO ZAKWALIFIKOWAŁ DO ZABIEGU???" Ale zoperował i to całkiem zgrabnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Onkologia Weterynaryjna się rozwija. Przeżywalność w dobrym komforcie życia wzrasta. Jest to związane z nieustannym doskoneleniem terapii. Dziś leczy się coraz więcej nowotworów, których jeszcze kilka lat temu nie leczono z powodu braku skutecznych metod. Ludzie boją się nowotworów, boją się nawet o nich słyszeć, a nie mówiąc o diagnostyce i leczeniu. Choroba nowotworowa jest chorobą jak każda inna. Trzeba się z nią zmierzyć jak z zapaleniem gardła. Ważne, żeby umieć ją przewidzieć. Robienie badań kontrolnych jest bardzo ważne, szczególnie u starszych psów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety problem wciąż tkwi w mentalności naszego społeczeństwa i poziomie wiedzy. Z moim obserwacji wynika, że wielu ludzi wciąż wątpi w powodzenie terapii u zwierząt z nowotworami, według obiegowych opinii guzów nie wolno ruszać i tak się to ciągnie, jeden drugiego przestrzega, aż trafiają do lekarza pacjenci z wielkimi guzami nieoperacyjnymi zakażonymi już. Płakać się chce widząc takiego pacjenta, tym bardziej że w większości przypadków opiekun chce eutanazji .... przykre to mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że panuje taka obiegowa opinia, ale my jesteśmy po to, aby zmieniać takie opinie rodem z 19-wiecznej wiedzy o nowotworach. Kiedyś u ludzi tak leczono nowotwory. Potrafimy ludziom wytłumaczyć, że ropomacicze leczy się operacyjnie, pracujmy na to, żeby nowotwory kierować na konsultacje do onkologów. Oni nie odbiorą nikomu pacjentów. A w ludzkiej medycynie jest rzeczą normalną, że się kieruje do specjalistów. Długa to praca edukacyjna, ale daje efekty.

      Usuń
  6. Oj, bardzo długa zwłaszcza, że w Polsce ludzie często ze sobą idą do onkologa , gdy jest nieco późno.

    OdpowiedzUsuń
  7. przepraszam bardzo na 2 zdjęciu chodzi o tego na " brodzie " to taki mały , i wygląda troche jak kleszcz ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, takie małe świństewko... a wygląda niewinnie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój piesek ma to na "brodzie " , dość duży na sutku i na boku małego , czy to jest do operacji ? Boje się ją " dać pod skalpel " bo ma już 8 lat i chyba chore serce czy warto coś z tym zrobić ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń