wtorek, 7 marca 2017

Sezon jajeczny rozpoczęty!


Wiosna tuż, więc tradycyjnie już nadszedł czas na wysiadywanie. Na pierwszy ogień poszły jajka brojlerów – kurek typowo mięsnych. Opis był nieco przerażający:
Stado lęgowe wg wzorca przemysłowego. Kurczęta rosną szybko i już w wieku 2 miesięcy mogą osiągnąć masę 4 kg. 
Wyobraziłam sobie monstrualnego kurczaka napakowanego mięśniami jak sterydożerca, który łypie na mnie groźnie spod otłuszczonych powiek. Brrrr... A na dodatek nieopatrznie pochwaliłam się Romkowi – znajomemu z Wąwolnicy, że podjęłam nowe wyzwanie. O tak, widziałem takie kury - powiedział. Na początku to jeszcze trochę chodzą, ale potem to nawet na krok nie ruszają się od karmidła. I tylko jedzą i... [sami wiecie co...].
Po 3 tygodniach inkubacji nadszedł czas klucia. Ale białe potwory nie spieszyły się z przyjściem na świat. Nawet jajka nie podskakiwały nerwowo jak przy zielononóżkach, a dzióbki przebiły się przez skorupę i zamarły na kilkanaście godzin. Pomagać, czy nie pomagać? Rozmyślałam. Zdecydowałam, że dam moim brojlerkom szansę na samodzielne powitanie świata. Dobra decyzja! Klucie trwało prawie 2 dni, ale cała 20-tka przyszła na świat „drogami natury”. Skorupki pękały niespiesznie i nie było łatwe uwiecznienie obiektywem narodzin. W końcu udało się uwiecznić kilka kluczowych (lub może lepiej kluciowych) momentów, sami zobaczcie :)

Po kilku dniach prognozy Romka i sprzedawcy jajek zaczęły się sprawdzać. Pisklaki co kilka godzin stają się większe! Stadko w odchowalniku okupuje okolice karmnika, ignorując zakamarki. Niektóre nawet ze złością atakują nasze ręce, jak próbujemy zmusić je do większej aktywności. Tym najbardziej zadziornym opowiadam o ruszcie, który je w niedalekiej przyszłości czeka...

Brojlery jak wiecie hodowane są dla smacznego mięsa. Niektórzy znajomi kręcą z niedowierzaniem głowami: jak to, zjadać coś, co się samodzielnie wyhodowało??? Toż to barbarzyństwo! Spieszę z wyjaśnieniem. Otóż większość z nas je mięso. Niestety, nie wszyscy mają świadomość, w jakich warunkach są chowane zwierzaki na dużych fermach. Do tego dochodzi nafaszerowane chemią jedzenie. Przy stadku dzieci, które tak jak i my są mięsożerne, stanęłam przed wyborem: hodować i zabijać, czy kupować gotowe piersi, udka i wątróbki? Wybrałam naturę. Przez całe swoje niedługie życie moje kury i perliczki żyją sobie szczęśliwie. W pewnym momencie przychodzi moment krytyczny. Decyzja o wydaniu wyroku na pierwsze kogutki była bardzo trudna. Ale jak nabuzowane hormonami chłopaki zaczęły atakować moje osobiste dzieci, to wyrok zapadł w ciągu jednego dnia. I w ten sposób już od roku delektujemy się regularnie pozyskiwanym z własnej hodowli ekologicznym mięsem drobiowym. Za 2-3 miesiące podzielę się wrażeniami z moich doświadczeń z brojlerami. Krwistych opisów nie będzie, ale przetestuję najwyborniejsze przepisy i podzielę się z czytelnikami bloga! 

O różnicy między chowem naturalnym i przemysłowym czytaj TUTAJ>>> 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz