Ładnych kilka tygodni temu rodziłam w
bólach artykuł o niedokrwistościach dla Idexxa. I jak zawsze
robiłam wszystko, żeby tylko nie pisać. Gotowałam, piekłam,
zajmowałam się dziećmi, malowałam drągi, jeździłam konno.
Nawet czasami chodziłam do pracy. Wszystko, żeby tylko nie robić tego,
co powinnam. Swoimi przemyśleniami dzieliłam się na nieśmiertelnym
fejsie. Szczególnie wtedy, jak już w końcu siadałam przed
komputerem i z ciężkim westchnieniem otwierałam wersję roboczą
artykułu. Jedno z trudem sklecone zdanie pojawiało się w artykule,
a potem dwa na fb ;) Jeden z fejsbukowych znajomych wpadł na pomysł,
że skoro wolę malować drągi niż pisać, to mogę artykuł
namalować.
„Doskonale!” pomyślałam, bo na malowanie czekały
dwie przeszkody – beczki. A jak już na listę postanowień
wpisałam malowanie beczek, to zamiast malować beczki zaczęłam
pisać artykuł. Najpierw jedne niedokrwistości (dla Idexxa), potem
drugie i trzecie (dla Magazynu Weterynaryjnego), a potem jeszcze
krótki przypadek hematologiczny dla nowej gazety weterynaryjnej.
Beczki cierpliwie czekały.
W końcu przyszedł czas i na nie. I oto
dzisiaj zostały przetestowane na naszym mini parkurze. Konie
przyjęły je bardzo przyjaźnie. Tylko Elf podszedł, powąchał i
wbił zęby zdrapując z mojego dzieła trochę farby. „Psia krew”
pomyślał zapewne. Bo na moich beczkach pływają sobie krwinki
czerwone psa. I nie ma płytek, bo... zapomniałam namalować. A
potem to już mi się nie chciało uzupełniać. W końcu może to
był pies cierpiący na małopłytkowość immunologiczną...
ehh co ten zawód z nami robi:))
OdpowiedzUsuń