wtorek, 8 sierpnia 2017

Bo psy są wszędzie...

 Weterynaryjna córka ostatnio stwierdziła: Mamo, czy ty, jak widzisz na ulicy psa, to musisz do niego gadać? Zastanowiłam się przez chwilę. No tak... to nie jest normalne. Zaczepianie psów i ich właścicieli znacznie ograniczyłam, ale nadal mi się to zdarza. A w związku z ostatnią pasją strzelecką widuję zdziwione spojrzenia ludzi, jak widzą starszą panią ubraną w mundur, która w przerwie między elementami musztry, czy jakiegoś szkolenia zagaduje: Ooo, jaki fajny foksik, w jakim jest wieku? Czy zachowuje się jak PRAWDZIWY foks? Bo ja mam takiego pacjenta, też foksterietr, ma 14 lat i do tej pory nie wydoroślał... Taki mniej-więcej dialog prowadziłam ostatnio pod Pomnikiem Cichociemnych w Warszawie, przed postawieniem posterunku honorowego przez Strzelców Rzeczypospolitej i złożeniem znicza. Córka wywróciła oczami i skomentowała moje zaczepki.

Będąc z kolei z dzieciakami na wakacyjnym obozie wojskowym w garnizonie w Bolesławcu przez moje życie przewinęły się dwa psy: jedna owczarzyca (niestety nie pamiętam imienia...) należąca do Komendanta Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej „Baryt”, która zawojowała serca wielu uczestników szkolenia strzeleckiego. 


Druga to sunia o militarnym imieniu Beryl, mała sznaucerka, która przeszła ze Strzelcami całe szkolenie, niejednokrotnie dając się wszystkim we znaki. Beryl, jak to mały psiak, miała zwyczaj straszenia swoimi zębiskami, więc dużej sympatii nie zdobyła, jednak na pewno pozostanie na długo w pamięci obozowiczów. Została nawet uwieczniona w jednej z piosenek, którymi młodzież umilała sobie sobie codzienną poranną 3-kilometrową zaprawę. Niestety, ze względu na niezbyt cenzuralne słownictwo nie przytoczę słów piosenki...  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz