Lubię miód i lubię pszczoły, ale
jakoś niekoniecznie w najbliższym sąsiedztwie. Za to pszczoły
lubią mnie. Pokazały to szczególnie kilka dni temu, kiedy pojawiły
się w postaci byczącej chmury nad naszym ogrodem. Pojawiły się
i... zostały w postaci rogatej kuli zawieszonej na drzewie.
Sąsiadka, autorytet w dziedzinie pszczelarstwa, do której
zadzwoniłam po ratunek, stwierdziła: „pszczoły są jak
dzieci...”. Hmmm... cokolwiek to znaczy, bo dzieci są różne i
nieprzewidywalne, szczególnie te dojrzewające...
Poszukiwania właściciela roju spełzły
na niczym. Pomyślałam, że biedne te pszczoły, których nikt nie
chce. Źle im na naszej sośnie nie było, ale w końcu ile mogą tak
wisieć? Na szczęście znalazł się litościwy pszczelarz, który
przyjechał z ulem pod pachą i zabrał rój do swojej pasieki.
Widowisko było przednie. Pszczelarz siedział na drzewie z ulem na
rękach, pszczoły łaziły po nim, on od czasu do czasu potrząsał
pszczelą rodziną. Kibicował mu niezły tłumek pszczelich
ignorantów w postaci naszej całej rodziny i grupy sąsiadów.
Pszczoły pojechały do nowego domu, a nam trochę brakuje bzyczenia na sośnie... Teraz czekamy z niecierpliwością na miód od „naszych” pszczół ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz