poniedziałek, 20 października 2014

Tydzień trudnych przypadków w PW THERIOS.

Taaak. To był trudny i pracowity tydzień. Zaczęło się od cesarki w sobotę wieczorem. Potem zamiast z górki było już tylko pod górkę...


Rtg jamy brzusznej kota a zapaleniem otrzewnej.
Płyn z jamy brzusznej kota z zapaleniem trzustki.
Po pierwsze: zapalenia trzustki. Koty i psy namiętnie mają problemy z trzustką. Do czasu pojawienia się specjalistycznych weterynaryjnych testów uważało się, że zapalenia trzustki u naszych milusińskich są rzadkością. Okazuje się jednak, że większość przypadków jest nie zdiagnozowana. Objawy są tak niespecyficzne, że trudno od pierwszego rzutu okiem podejrzewać problem trzustkowy. A do tego testy są drogie... Ale zbagatelizowanie problemu skutkuje podaniem leków, które doprowadzają do prawdziwej "eksplozji" narządu. Tak się stało z 14-letnim kotem, który trafił do nas z wodobrzuszem. Na podstawie badania płynu stwierdziliśmy paskudne zapalenie otrzewnej, do którego doprowadziły enzymy z zapalnie zmienionej trzustki. Wnętrze brzucha zostało praktycznie strawione. Niestety kociska nie udało się uratować...  Trochę lepiej poszło nam z młodą springer-spanielką, u której po sterylizacji pozostał w brzuchu gazik, który doprowadził do zapalenia otrzewnej oraz zapalenia trzustki i wątroby. Dzisiaj dowiedziałam się, że wyniki są już lepsze i sunia czuje się bardzo dobrze. Dobrze czuje się też kot diagnozowany i leczony przez dr Krysię Skiersinis, która po 6-miesięcznej przerwie wróciła do pracy w PW THERIOS :)

Dr Jacek Ingarden i dr Przemek Maciejowski.


Po drugie: kostniakomięsaki. Dopadła nas prawdziwa epidemia tego złośliwego nowotworu. W ciągu kilku ostatnich dni już dwie łapy zostały amputowane, reszta pacjentów czeka na decyzję...Walka jest trochę nierówna, bo osteosarcoma jest złośliwym nowotworem i na etapie rozpoznania pojedyncze komórki nowotworowe już są rozsiane po organizmie. A do tego chorują głównie duże psy, których właściciele nie wierzą, że ich psiak poradzi sobie na trzech łapach. Jednak radzą sobie i to całkiem nieźle. One nie mają świadomości, że są kalekami. Dla nich najważniejsza jest radość życia. A na trzech łapach życie może być równie radosne jak na dwóch. Najważniejsze, że nie boli. Po operacji konieczna jest chemioterapia. Dzięki niej psiaki żyją nawet ponad rok od rozpoznania. Oczywiście pod warunkiem, że właściciele nie czekają kilku miesięcy z decyzją...
Dzisiaj też amputowaliśmy taką zrakowaciałą łapę, u 11-letniej suczki w typie owczarka belgijskiego. Doktorowi Ingardenowi towarzyszył dr Przemek Maciejowski z Zabierzowa. Sunia tuż po wybudzeniu zaczęła się podnosić na łapy. Trochę była zdziwiona faktem, że jak zasypiała łapy były cztery, a teraz są trzy. Ale w ciągu kilku dni pozna nową sytuację i będzie biegać jak przed chorobą.

Zmienione nowotworowo nerki u 4-letniego yorka.
Po trzecie: guzy w brzuchach. Różne. Bardziej lub mniej typowe. Pierwszy guz okazał się obrośniętą tkanką gazą, pozostawioną wiele lat temu przy okazji sterylizacji. Błąd, który nie powinien się lekarzowi zdarzyć, ale jak to mówią: "nie myli się ten, co nic nie robi". Na szczęście sunia zniosła zabieg bardzo dobrze i dzisiaj wpadła do nas merdając na wszystkie strony ogonem.

Guz numer 2 to już był gorszy problem. W brzuszku niewielkiego psiaka rozwinął się złośliwy nowotwór śledziony, hemangiosarcoma. Pacjent po zabiegu czuje się już dobrze, ale przed nim jest jeszcze chemioterapia i niestety, rokowanie nie najlepsze.

Obrośnięta tkanką gaza.
Złośliwe okazały się też guzy u 4-letniego yorka. Nawrót chłoniaka doprowadził do zajęcia nerek, jelit i wątroby. Psiak był już tak wyniszczony i słaby, że postanowiliśmy nie walczyć dalej i pozwolić mu odejść...

Było jeszcze ropomacicze u 16-letniej suczki. Zabieg przebiegł bez komplikacji, sunia ma się pojawić na kontrolę za kilka dni. Właściciele starszych psów zawsze mówią o swoich obawach przed operowaniem starszych psów i kotów. Oczywiście ryzyko zabiegu jest większe niż u młodych zdrowych psów, szczególnie jak planujemy poważny zabieg na jamie brzusznej. Ale obecnie stosowane leki znieczulające i dostęp do narkozy wziewnej ogranicza ryzyko do minimum.





niedziela, 12 października 2014

O psie Świętego Mikołaja...

Jak myślicie, jakiej rasy psa ma Święty Mikołaj? Oczywiście... gończego polskiego ;) Wspomniany Święty jest naszą rodziną przez psy, a do tego Chrzestnym Ojcem naszej córki Julki. Od wielu lat przyjeżdża 6 grudnia do myślenickiego Przedszkola nr 5  i przy wtórze góralskich przyśpiewek rozdaje przedszkolakom prezenty.

A jak to z wieloma Świętymi bywa, ten też miewa "pod górkę", czyli prawa Murphy'ego obowiązują go w pierwszej kolejności. Nasz Święty jest znawcą i miłośnikiem pięknej polskiej rasy psów myśliwskich, gończego polskiego. Wiele lat czekał na swoje wymarzone szczenięta. I zawsze było... pod górkę. W tym roku postanowił, że Słonka dostaje ostatnia szansę. Szczeniaki muszą się urodzić nawet, jakby świat miał się zawalić. Najpierw zaginęły papiery hodowlane. Potem okres płodny zbiegł się z urlopem. Kilka dni przed porodem eksplodował silnik w samochodzie. A na końcu termin porodu wypadł dokładnie w czasie Chrztu Św. najmłodszej wnuczki Świętego. Ale Święty uparł się, że skoro tak wiele kłód przeskoczył, to co tam, z tą też sobie poradzi. Za szczeniaki współwinę ponoszą Ingardenowie, to teraz niech też się wykażą.

Liczymy szczeniaki...
I tak zaczęła się kolejna nasza "gończa" przygoda. Niby gończe zdradziłam, ale jakoś uwolnić się od nich nie mogę ;) Słonka urodziła w sobotę trzy dorodne szczeniaki, dwa pieski i suczkę. Wiedzieliśmy, że na swoją kolej czeka jeszcze jeden maluch. Ale jak w drogach rodnych pojawiła się zielona wydzielina, trzeba było podjąć szybką decyzję o cesarskim cięciu. W sobotę wieczorem trudno było zorganizować zespół operacyjny. Do operacji doktor Jacek i doktor Maja, ale kto do szczeniaków i "brudnej roboty"? Wykorzystaliśmy młode łapki naszych córek. Obie już nie raz pomagały przy porodach, więc doświadczenie mają. Ostatni szczeniak wyglądał nieszczególnie dobrze: cały zatopiony w zielonej mazi, siny, bez żadnych oznak życia, płuca wręcz zalane śluzem. Ale walkę zawsze należy podjąć. Już po kilku minutach nasz "wymoczek" zaczął piszczeć i domagać się pierwszego jedzenia.

Poród zakończył się pełnym sukcesem: wszystkie szczenięta żywe, dwie dziewczynki i dwóch chłopaków. Już prawie 24 godziny są z nami. Żywotne, wiecznie głodne, a d tego pod opieką troskliwej mamy - Słonki.
A Święty Mikołaj już nie może się doczekać kiedy zobaczy te swoje wymarzone maluchy :)


dr Maja bada Słonke.

Masowanie brzuszka.

Cesarskie cięcie.

Młoda akuszerka :) 

Już po wszystkim... Mama z czwórką szczeniąt odpoczywa.

Ostatnia, uratowana suczka :)