poniedziałek, 25 listopada 2013

Święta coraz bliżej...

... a do THERIOSa dotarła pierwsza paczka świątecznych prezentów:
pudło cudnych papierowych bombek choinkowych, wykonanych własnoręcznie przez właścicielkę Rasty, naszej onkologicznej pacjentki. Bombki zawisną jako "goście honorowi" na klinicznej choince.

Te bombki to KUSUDAMY, czyli origami kręciołkowe. Kolejne wyzwanie na zimowe wieczory :)))



Baaaardzo dziękujemy za wspaniały prezent!

wtorek, 12 listopada 2013

Świętujemy Dzień Niepodległości...

... na myślenickim Rynku. Było uroczyście. Orkiestra grała, konie rżały, harcerze rozdawali biało-czerwone balony. Nasze córki miały towarzyszyć ułanom, ale... zabrakło dla nich mundurów. Zresztą, co by powiedział Piłsudski na baby w kawalerii? Więc poowijane w pałatki reprezentowały myślenickie harcerstwo. Inna sprawa konie. Co by powiedziały nasze dzikie konie na bębny i trąby? Na pewno byłoby przednie widowisko ;)


niedziela, 10 listopada 2013

Blaski i cienie onkologiczne...

Cindy, 11-letnia goldenka.
Od kilkunastu lat zadaję sobie pytanie: czy warto zajmować się pacjentami onkologicznymi, czy nie? Może lepiej szczepić, odrobaczać, sterylizować i leczyć APZSy i parwo? Łatwo osiągnąć sukces. Jeden zastrzyk, kilka kroplówek, badania ograniczone do minimum, niska cena. I wdzięczność klienta, który widzi szybki efekt. A jak pojawia się coś poważniejszego, to wystarczyłoby pokręcić głową i poinformować, że jest tak źle, że już gorzej być nie może. Lepiej nie walczyć.
Guz śledziony? Uśpić, broń boże nie leczyć.
Chłoniak? Uśpić, bo chemia to męczenie psa.
Rak kości? Uśpić, bo pies nie da rady żyć na trzech łapach, a i tak może pożyje pół roku.
Często właściciele nie usypiają, tylko czekają... A potem przychodzi im go głowy myśl: skoro psiak/kot ciągle żyje, to może nie jest tak źle? I szukają onkologa.

Bywa też inaczej. Wielu lekarzy weterynarii już przy pierwszych objawach choroby nowotworowej mówią: to nie moja specjalizacja. Proszę jechać na konsultację.

I trafiają do nas pacjenci na różnym etapie choroby. Jedne zwierzaki już na pierwszy rzut oka pokazują, że cierpią. Inne zachowują się jakby choroba dotyczyła nie ich, tylko kogoś zupełnie innego. Ale łączy ich jedno: RAK...

Poniżej podam przykłady trzech pacjentów, dwóch z zeszłego piątku, jeden wcześniejszy, ale ze świeżutkim wynikiem histopatologii. 

Rosie, dobermanka z chłoniakiem.
Rosie: 9-letnia dobermanka. Trafiła do nas w czerwcu 2012 z paskudnym chłoniakiem. Zajęte wszystkie węzły chłonne, szpik i oczy. Aż kusiło, żeby załamać ręce. Ale właściciel nie przyjechał, żeby słuchać o załamywaniu rąk. Podjęliśmy walkę. Oczy Rosie powierzyliśmy zaprzyjaźnionemu okuliście, dr Stefanowiczowi. My zajęliśmy się resztą. Po 6 miesiącach zakończyliśmy pierwszy etap leczenia. Po 13 miesiącach był nawrót. Sunia pięknie odpowiedziała na terapię ratunkową. Żyje i to żyje pełnią życia. Trochę narzeka na dietę, ale z tym jakoś da się żyć :)

  Cindy: 11-letnia goldenka z Fundacji Aurea. Adoptowana w marcu tego roku. Prawie niewidoma. Miała usunięte guzki z gruczołu sutkowego, w miejscu blizny pooperacyjnej pojawił się nowy guz. W HP wyszedł chłoniak. Kondycja idealna, no, może trochę więcej ostatnio śpi. Rtg wykazało rozsiane zmiany w płucach. Najprawdopodobniej przerzuty z sutka. Dwa złośliwe nowotwory, każdy innego pochodzenia, żaden nieoperacyjny. W zasadzie to wyrok, ale dlaczego tak łatwo mamy się poddać? Nie uratujemy Cindy, ale może uda się przedłużyć jej trochę życie?

Rtg klatki piersiowej Cindy...

Guz śledziony u Sisi, okazał się niezłośliwy :)

Sisi: 6-letnia sunia w typie amstafa. Lekarze prowadzący stwierdzili ogromnego guza w brzuchu i wydali wyrok, bez konsultacji, bez żadnego światełka nadziei. Zdesperowani właściciele trafili do nas. Guz był imponujący, wielkości głowy kapusty... Dr Ingarden usunął śledzionę z guzem, poinformował o możliwości chemii. Rozpoznanie histopatologiczne: angioma, niezłośliwy nowotwór z naczyń krwionośnych. Sisi dostała od nas drugie życie :)

Niestety nie zawsze jest tak optymistycznie. Czasami podejmujemy walkę, ale ją przegrywamy wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Niektórzy właściciele mają żal, że się nie udało. Liczą na cud, który nie nastąpił. Taka walka jest kosztowna, bo nie da się ominąć badań, leki stosowane u pacjentów onkologicznych kosztują więcej niż standardowe preparaty weterynaryjne... I nie ma gwarancji sukcesu. Inna jest też definicja onkologicznego sukcesu. Czasami sukcesem jest kilka tygodni godnego życia, czasami 2-3 lata. Tylko wczesny etap choroby daje możliwość wyleczenia. Wszystko zależy od rodzaju nowotworu i indywidualnych reakcji pacjentów. W onkologii nie da się pójść na skróty. Nie można ominąć badań krwi, rtg, usg, badan histopatologicznych. Jak jest możliwy zabieg, to się go wykonuje. Im wcześniej, tym lepiej.

Zadaniem onkologa jest przedstawić możliwe opcje postępowania, przewidywany przebieg leczenia oraz  indywidualnie zdefiniować sukces. Potem dostosować się do decyzji właściciela i uszanować każdą decyzję...








poniedziałek, 4 listopada 2013

Czerniak, podstępny nowotwór...

Czerniak (melanoma malignum) u Koli. Strzałki wskazują zasięg nowotworu.
Tym razem przedstawiam Kolę, 9-letniego kundelka. Zaczęło się od problemów z jedzeniem. Potem pojawiły się krwawienia z jamy ustnej. A potem Kola odmówił jedzenia. Do nas trafił z nieoperacyjnym guzem naciekającym kości. Rozpoznanie: czerniak (melanoma malignum). I to w najgorszej odmianie. W innej lokalizacji namawialibyśmy na zabieg. W takich sytuacjach usuwa się tyle tkanek ile się da, często razem z częścią szczęki. Właściciele często rezygnują z zabiegu z obawy przed okaleczaniem swojego pupila. Jednak większość psów świetnie adaptuje się do nowej sytuacji i nadal cieszą się życiem. U Koli zabieg nie wchodził w grę, zmiany były zbyt zaawansowane.

Wspólnie z właścicielami podjęliśmy decyzję o paliatywnej chemioterapii karboplatyną. Cztery cykle w odstępach trzytygodniowych. Ryzykując, że może się nie udać... To była trudna decyzja, bo trzeba było ją podjąć za psiaka. Wyrok i tak już zapadł, bo czerniaki jamy ustnej są agresywne i zabijają bezlitośnie. Sukcesem jest każdy dodatkowy tydzień, czy miesiąc.

Kola bardzo dzielnie przeszedł całe leczenie. Już w czasie chemii zaczął interesować się jedzeniem, początkowo miękkimi kawałkami mięsa, potem zabrał się za ogryzanie kości. Przypłacił to utratą zęba (trzeba było go operacyjnie usunąć), ale nie zniechęcił się.

Obecnie mija trzeci miesiąc od rozpoczęcia leczenia. Chemioterapia została zakończona. Pierwsze sukcesy są już za nami: Kola żyje, i to żyje pełnią życia. Je, bawi się, obgryza kości. Czerniak nie zniknął, ale został na jakiś czas "uśpiony". Na jak długo? Trzymamy kciuki, żeby to były kolejne tygodnie, a może miesiące...